środa, 1 maja 2013

"Blowhole's Legacy" part 4


Pingwiny zmierzały w stronę wyjścia z zoo, gdzie stało około czterdziestu kotów.
- Dobra, mówcie czego chcecie - rzekł Skipper.
- Żebyście oddali swojego dowódcę w nasze ręce!
Pingwiny zaczęły się tarzać ze śmiechu. Kiedy się opanowały Szeregowy powiedział:
- A dlaczego mielibyśmy to zrobić?
- Bo jeśli tego nie zrobicie, całe to zoo wyleci w powietrze - odparł kot bez zmrużenia oka.
Wiedzieli, że raczej nie żartują. Mogli podłożyć ładunki kiedy chcieli, bo cały oddział był w bazie. Nagle Kowalski krzyknął:
- Żywcem mnie nie weźmiecie! - po czym mrugnął do towarzyszy.
Koty od razu skoczyły w jego kierunku. Rico wyjął promień zamrażający, którym potraktował kilka ssaków.

Skipper otrzymał bazookę, a Szeregowy miotacz ognia. Kowalski był zmuszony walczyć wręcz. I pomimo znacznej przewagi liczebnej wroga szło mu całkiem nieźle.
Jednak w końcu jeden z dachowców zranił go za pomocą pazurów. Ale nie poddawał się. Dopiero kiedy siły opuściły go całkowicie, poddał się.
Przeciwnicy wzięli go ze sobą, rzucili bombę dymną i zniknęli.
- To chyba nie tak miało wyglądać... - powiedział Szeregowy.
- Wracajmy do bazy, tam omówimy sytuację - odrzekł Skipper.
***
- I co robimy szefie? - pytał raz po raz zaaferowany młodzik.
- Spokojnie Szeregowy, w ten sposób nic nie wskóramy.
- Ale nie możemy siedzieć w miejscu!
- Fakt, ale nawet nie wiemy dokąd go zabrali.
Po tych słowach nastała cisza. Dowódca chodził z kąta w kąt rozmyślając. Nagle krzyknął:
- No jasne! Potrzebujemy wsparcia!
- Ale skąd je weźmiemy? - spytał najniższy z pingwinów.
- Spokojnie, znam kilka osób, które mogą nam pomóc...
***
Kowalski obudził się na podłodze w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Z początku nie pamiętał nic, ale po chwili wspomnienia uderzyły w niego niczym grom z jasnego nieba.
Chciał wstać, ale poczuł silny ból, który rozdzierał niemal całe jego ciało. Spojrzał na swoje skrzydło, które bolało go najbardziej. Była na nim paskudna rana, w którą najwyraźniej wdało się zakażenie.
W jakiś sposób wstał powoli podszedł do ściany i przysiadł pod nią. Miał wielką nadzieję, że jego towarzysze znajdą go, zanim tutaj umrze.
***
- Jest szef pewny, że to tutaj? - zapytał Szeregowy.
- Tak, na sto procent.
Po wypowiedzeniu tych słów weszli do baru. Dym i zapach taniego piwa unosiły się w powietrzu. Rozejrzeli się, w poszukiwaniu pewnej osoby. Znaleźli ją.
Podeszli do stołu i się przysiedli. Przed nimi siedział zgorzkniały pingwin, który ożywił się, gdy tylko na nich spojrzał.
- To wy chłopaki? - zadał pytanie Buck Rockgut.
- Tak i potrzebujemy twojej pomocy - odparł przywódca.
- Nie wiem czy mogę wam pomóc. Odwołali mnie ze służby.
- Co?! Kiedy?!
- Około sześciu miesięcy temu.
- W takim razie postaramy się o to, żebyś do niej wrócił, jeśli nam pomożesz.
- A na czym by to polegało? - zadał pytanie zainteresowany komandos.
- Zlokalizowaniu i załatwieniu dwóch gości, którzy chcą rozwalić USA, względnie odbiciu naszego druha.
- Lepsze to, niż siedzenie tutaj... Wchodzę w to!
- Świetnie! Teraz musimy znaleźć jeszcze parę osób.
***
- Jesteście w stu procentach pewni żołnierzu?
- Tak szefie. To tutaj mieszka mój wujek Nigel - rzekł Szeregowy i zadzwonił domofonem.
Po chwili otworzył mu wysoki pingwin, który wyraźnie ucieszył się na jego widok.
- Szeregowy! Dawnośmy się nie widzieli! Wejdź opowiedz co u ciebie!
- Dziękuję ci wujku, ale zasadniczo, to jesteśmy tu, żeby prosić cię o pomoc.
- Pomoc powiadasz? Tym bardziej wejdź, przecież nie będziemy rozmawiać tu w progu!
Do domu weszły cztery pingwiny, ale Nigel zauważył, że w trochę innym składzie niż widział je ostatnio. Szeregowy zauważył, że wujek przygląda się oddziałowi i powiedział:
- Między innymi dlatego prosimy cię o pomoc.
- Rozumiem. Siadajcie i mówcie co i jak.
I Szeregowy zaczął opowiadać.
***
Kowalski zaczynał tracić rachubę czasu. Jedynymi wyznacznikami były posiłki podawane rano, w południe i wieczorem.
Zaczął się przyzwyczajać, ale był ciekaw, do czego potrzebny był im Skipper. Rozmyślał nad tym, kiedy nagle drzwi się otwarły.
Stał w nich Nolan, który powiedział z szyderczym uśmiechem:
- Wizytacja.
Kowalski w tej chwili pomyślał o Doris. Ale to było niemożliwe, żeby tu przyszła. Dlatego z oczekiwaniem patrzył na drzwi.
Kiedy wreszcie pojawiła się osoba, która do niego przyszła, nie mógł uwierzyć własnym oczom.
- Jak ty... - chciał zapytać, ale nie dokończył, bo był zbyt zdziwiony, żeby mówić.
- Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych, Kowalski...

C.D.N.

No, chyba coś się zaczęło dziać... I jak zwykle: proszę o komentarze!!!

6 komentarzy:

  1. Biedny Kowalski ;(.
    Ciekawe kim jest ta tajemnicza osoba na końcu.
    Ale jak zwykle świetne notka :D i bije pokłony błagając zawzięcie o więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cierpliwych spotyka nagroda... :D
      I jak zwykle, dzięki..

      Usuń
  2. ave mistrzu
    skąd bierzesz te opowiadania?:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, jak na razie moja ulubiona notka!
    :O
    Biedny Kowalski, ale przynajmniej ma jedzenie.
    Ciekawe kto go odwiedził :O jejciu, ty to umiesz trzymać napięciu :O

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojojoj ! Mamy psiłki damy radę!

    - A teraz zrobimy z tys żalosmego kota Kotlet prosto z grila

    Śmieszne co?

    OdpowiedzUsuń