środa, 8 maja 2013

"Blowhole's Legacy" part 7

Panie i panowie! To już ostatnia część tego opowiadania! Mam nadzieję, że się spodoba.


Skipper dołączył do Szeregowego i Rico przyczajonych w lasku znajdującego się w pobliżu tajnej bazy ich przeciwników. Pozostałe pingwiny miały wykonać zadanie jako takie, zaś oni mieli być dywersją. Lider wyjrzał ponad zarośla i sprawdził czy pozostali są już na pozycji. Kiedy upewnił się, że wszyscy są gotowi przystąpił do akcji. Trzy pingwiny podkradły się bardzo blisko budowli i wkradły szybem wentylacyjnym. Nie napotkali wielu strażników, więc doszli bez problemów do samego serca bazy. Zobaczyli olbrzymią aparaturę, z której pomocą zapewne sterowano anteną. Zeskoczyli na dół i podeszli do komputera. Rico z miejsca zaczął podkładać ładunki wybuchowe, ale przerwał mu głos dochodzący zza ich pleców:
- Proszę, proszę, kto by się spodziewał.
Pingwin bardzo dobrze znał ten głos. Próbował się opanować, ale nie potrafił. Rzucił się na Nolana w furii z zamiarem pokonania go raz na zawsze. Jednak kot to przewidział i zręcznie uniknął ciosu.
- Tyle lat minęło, a ty się nic nie nauczyłeś - rzekł szyderczo, gdy pingwin upadł na posadzkę.
Szeregowy i Skipper chcieli mu ruszyć z pomocą, ale zaatakował ich Hans wraz ze swoją obstawą. Rico ponowił atak na swojego wroga, jednak ten bez trudu unikał jego ciosów, coraz bardziej denerwując psychopatę. Ten w desperacji rzucił się nie na kota, a obok niego, z nadzieją, że Nolan, zbyt pewny siebie i swej wyższości, nie patrząc na nielota, znów uniknie ataku. Rzeczywiście był pewny siebie. Dlatego się zdziwił, gdy poczuł skrzydła ptaka zaciskające się na jego szyi z coraz większą siłą.
***
Manfredi, Johnson, Rockgut i Nigel przekradali się podziemnymi korytarzami w stronę domniemanej pozycji Kowalskiego. Szli w ciszy i pełnym skupieniu, więc na dźwięk czyjegoś głosu podskoczyli jak rażeni piorunem.
- Spodziewałam się, że Skipper ściągnie posiłki - zadrwiła Kwoka.
Komandosi spróbowali uskoczyć i zaatakować, ale kura była szybsza. Zostali potraktowani promieniem zamrażającym i nie mogli już nic zrobić. Kobieta podeszła do nich i zaczęła oglądać swoją „zdobycz”. Jej uwagę zwróciła mina Nigela. Nie było na niej przerażenia czy zdziwienia. Widniał na niej szeroki uśmiech.
- Nie rozumiem… - rzekła sama do siebie.
- Nie dziwi mnie to - usłyszała.
Spróbowała się obrócić, ale cios w nerw skutecznie ją unieruchomił. Za nią stał Neil. Podniósł promień i rozmroził towarzyszy, a następnie potraktował Kwokę jej własną bronią. Schowali ją w składziku i poszli w kierunku celi Kowalskiego. W pół drogi zatrzymał ich spory oddział kotów.
- Tak, jak zaplanowaliśmy - mruknął do druhów Nigel.
Po tych słowach wszystkie pingwiny, poza Neilem, rzuciły się na ssaki. Oponenci byli zbyt zajęci walką, by zauważyć brak jednego z ptaków. Brat Skippera z łatwością dotarł na miejsce, w którym miał być Kowalski i otworzył drzwi. W pomieszczeniu, do którego wszedł panowała całkowita ciemność, ale zobaczył jakiś kształt leżący na ziemi. Pingwina.
***
Kowalski był otumaniony, czuł ból ogarniający całe jego ciało, wszystko co widział, było  rozmazane, wszystko, co słyszał, było niewyraźne, zagłuszone. Obrócił się w stronę drzwi z tytanicznym wysiłkiem. Światło raziło go niemiłosiernie, ale patrzył dalej. Zobaczył tylko zarysy pingwina. Przez jego otępiony umysł przeleciała jedna myśl: ”Skipper”. Zaczął się zastanawiać skąd zna to imię. Wydarzenia sprzed kilku dni, a nawet godzin, wydawały mu się tak odległą przeszłością, że sam już nie wiedział, kiedy w rzeczywistości miały miejsce. Po chwili obraz stał się ostrzejszy, jednakże naukowiec ciągle nie widział twarzy swojego wybawcy. Mimo wszystko był święcie przekonany, że to jego dowódca. Przybysz wziął go pod ramię i pomógł wstać. Pomimo tego, że każdy, nawet najmniejszy ruch, sprawiał mu potworny ból, nic nie mówił, nie wydawał z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Usłyszał kilka słów wypowiedzianych przez ptaka, ale były dla niego niewyraźne i zapewne nie były skierowane do niego. W pewnym momencie poczuł, że tempo ich marszu znacznie przyspiesza. Ze szczerego serca starał się dotrzymać kroku pingwinowi, ale to było za wiele, dla jego i tak nadwątlonych sił. Zmysły powoli zaczęły funkcjonować i wśród potoku niewyraźnych słów wykrzyczanych przez ptaka zrozumiał tylko:
- Cholera, Skipper, uciekajcie stamtąd!
***
Trzy pingwiny były otoczone przez około dwadzieścia kotów, a dookoła nich wszystko się waliło i wybuchało. Hans pochylał się nad swoim martwym wspólnikiem. Kiedy mieli ruszyć do ataku, ziemia się zatrzęsła i baza zaczęła powoli osuwać się w dół przepaści, nad którą się znajdowała. Skipper i jego towarzysze skoczyli do góry i złapali się metalowego rusztowania. Ich przeciwnicy nie mieli tyle szczęścia co oni. Pingwiny szybko wskoczyły do szybu wentylacyjnego i nim w ostatniej chwili wydostały się na zewnątrz, gdzie już czekała na nich reszta oddziału. Podążyli za ich wzrokiem i zobaczyli lecącą w dół olbrzymią konstrukcję, na której ciągle dochodziło do wybuchów. Całość płonęła, a kiedy uderzyła w ziemię, wybuchła, wyrzucając w powietrze olbrzymią ilość metalu. Skipper cały czas patrzył na miejsce, w którym dotknęła ziemi, jakby czując, że wraz z jego arcywrogiem odeszła również jakaś część jego samego.
***
Hans dokładnie widział, jak pingwiny uciekają, a jego ludzie spadają w dół. Mógł uciec, ale po co? Jego wspólnik nie żył, jego baza właśnie leciała w dół przepaści, a on nie miał już nawet chęci na cokolwiek. Dlatego, kiedy jego ciało pochłonęły płomienie, poczuł ulgę.
***
Po chwili Skipper zorientował się, że wszyscy patrzą na niego z wyczekiwaniem. Zobaczył, że jego brat podtrzymuje Kowalskiego, więc podbiegł do brata i go zmienił.
- Ktoś z was zna się na medycynie? - zapytał otwarcie.
- Ja - odparł Johnson.
Lider przyglądał się, jak jego dawny żołnierz z pomocą Rico, przemywa, dezynfekuje i opatruje ranę stratega. Po operacji ptak powiedział:
- Teraz trzeba go przenieść do bazy i pozwolić mu odpoczywać.
Skipper skinął głową i zarządził powrót na Manhattan. Gdy oddział wracał do siedziby, druhowie dzielili się ze sobą rozmaitymi historiami. Dla przykładu, Szeregowy dowiedział się od Neila, co zaszło w Kopenhadze między Hansem, a Skipperem. Skipper zaś wysłuchał najbardziej paranoicznych przypuszczeń Bucka Rockguta i podzielił się z nim swoimi. Nigel, Manfredi i Johnson rozmawiali o sytuacji, w jakiej znajduje się aktualnie USA i Anglia, a Rico z przerzuconym przez ramię Kowalskim szedł w samotności na samym końcu.
***
Po powrocie do bazy, przyszedł czas pożegnań. Pierwszy uciekł Nigel, który był na służbie w Anglii, więc wzywały go obowiązki. Drugi opuścił ich Rockgut, który podziękował im za pomoc w odzyskaniu stanowiska i wróceniu do czynnej służby. Kolejni odeszli Manfredi i Johnson, którzy rozkręcili interes w Danii i musieli go przypilnować. Z kolei Neil postanowił zostać trochę dłużej, jako iż dał pracownikom urlop do końca miesiąca, co oznaczało, że zostanie jeszcze około trzech tygodni. Rico i Szeregowego to cieszyło, bo brat Skippera był równie żywiołowy co on. Kowalski spał parę dni, ale wiedzieli, że nic mu nie będzie. Kiedy strateg w końcu się obudził. Jego pryczy jako pierwszy dopadli Szeregowy i Rico, bo dowódca wraz z bratem o czymś rozprawiali i dopiero, gdy zobaczyli poruszenie w oddziale poszli sprawdzić, co się dzieje. Kowalski z początku patrzył na wszystkich niepewnie, a po chwili rzekł:
- To ja żyję czy my wszyscy nie?
Odpowiedziały mu uśmiechy na twarzach przyjaciół. Jego uwagę zwrócił pingwin, którego widział po raz pierwszy, ale był wyjątkowo podobny do Skippera. Popatrzył na przełożonego, A ten skinął głową. Wszyscy przez chwilę trwali w ciszy, nie za bardzo wiedząc, co powiedzieć.
- To co teraz będzie? - przerwał milczenie naukowiec.
- Szczerze powiedziawszy, to nie wiem - rzekł Skipper. - Myślę, że nie mogę was prosić, o powrót do służby, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach.
- Ja wrócę, ale pod dwoma warunkami - odrzekł wysoki pingwin.
- Jakimi?
- Po pierwsze, chcę mieć czas dla Doris.
- Załatwione. A drugi?
- Chłopaki muszą się zgodzić.
W tym momencie lider spojrzał na Rico i Szeregowego. Obaj zgodnie skinęli głowami.
***
Neil i Skipper szli piaszczystym wybrzeżem, skąpanym w promieniach porannego słońca. Za plażą, znajdowała się olbrzymia dżungla. Szli w milczeniu, z pochylonymi w dół głowami. Młodszy z pingwinów prowadził brata, w tylko sobie znane miejsce. Doszli na miejsce, gdzie zastali niewielki nagrobek na którym był napis: ”Ś.P. Jack Bulgot”. Skipper wyjął jakiś przedmiot. Był to mały naszyjnik, z zębem delfina. Ptak uśmiechnął się na ten widok, a po jego policzku spłynęła mała łza. Rzucił wisiorek na grób i rzekł:
- Żegnaj, przyjacielu…

THE END

5 komentarzy:

  1. Piękne zakończenie... Lekkie i zarazem wzruszające... Aż łza mi się w oku zakręciła ^^.
    Poza tym pisanie idzie Ci coraz lepiej. Wspaniale, jak już raz wspominałam, opisujesz uczucia bohaterów. Jestem pod wrażeniem.
    Rozdział ogólnie przyjemnie się czytało - w końcu nasi kochani komandosi zwyciężyli :D. Niby klasyczny koniec, a jednak najlepszy. Dobrze, że wszyscy wyszli z tego cało ;).
    Cóż jeszcze dodać... Życzę w takim razie jak najwyżej weny do pisania drugiego opowiadania,
    Blackie Line

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne zakonczenie tego wszystkiego. Ciesze sie ze Kowalski wyszedl z tego calo i ze oddzial znow funkcjonuje. Fantastycznie sie czyta twoje opisy uczuc i przezyc. Czekam na kolejna czesc i zycze duuuzo weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super zakończenie! Jej, szczególnie te warunki Kowalskiego ^^ słodko!
    Świetnie się to czytało i zgodzę się ze wszystkimi, że każda kolejna notka jest coraz lepsza :)
    Szkoda, że Manfreddi i Johnson już wrócili do Danii, lubię ich ^^
    baaaardzo podobały mi się opisy i cała akcja, szczególnie to, jak Skipper stał nad grobem Bulgota.
    Wciąż mnie zastanawia, dlaczego nagle się zaprzyjaźnili i dlaczego nazywa się Jack :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oni przyjaźnili się wcześniej...
      Damdamdam!!!

      Usuń
  4. Cudoooooo. I niemaśmiewać mi się tu więcej z Szeregowego jasne?

    OdpowiedzUsuń