poniedziałek, 20 maja 2013

"Symphony Of Destruction" Rozdział III: Prawdziwe Oblicze


Skipper cały czas myślał nad tym, co stało się wczorajszego wieczora. Z jednej strony, cieszył się, że Alex odwzajemniła jego uczucia, a z drugiej, zastanawiał się czy ma sens związywanie się z kimś kogo zna się od dwóch dni. W dodatku byli w wojsku, na ważnej operacji.  Poza tym, po jej zakończeniu, wszyscy pewnie pójdą w swoją stronę. Związek przeczył wszelkiej logice. Jednak miłość nie kierowała się logiką i nielot świetnie to wiedział. Z wszelkich sił starał się odciągnąć swoje myśli od dziewczyny, ale nie ważne, jak silnie próbował, nie potrafił. Leżał na pryczy już od kilku minut wpatrując się w sufit i rozmyślając nad tym, co przyniesie jutro. Nagle do pokoju wpadł zdyszany Kowalski. Wyglądał na podekscytowanego.
- Chłopaki, chyba się zaczyna!-krzyknął.
- Ale co? - zadał pytanie Skipper.
- No operacja. Mamy zebrać się na poligonie w ciągu dziesięciu minut.
- Więc nie ma czasu do stracenia-rzekł najstarszy z ptaków, a następnie podniósł się z łóżka.
Wyszli z pokoju i od razu skierowali się na plac ćwiczebny. Po drodze spotkali kilku znajomych, którzy byli równie podekscytowani, co oni. Zanim znaleźli się na miejscu, wraz z nimi szło już około dwudziestu innych wojskowych. Na końcu placu stał podest, na którym czekali dowódcy poszczególnych oddziałów. Żołnierze otrzymali rozkaz ustawienia się w szyku, który wypełnili dosłownie, w kilka sekund.
- Jak wiecie, nie przyjechaliście tutaj dla treningu - zaczął generał.- Jutro o godzinie siedemnastej, rozpocznie się operacja: „Gwatemala”. Podzielimy się na dwa oddziały: dywersyjny i szturmowy. Wasze przydziały znajdziecie na drzwiach wejściowych bazy. Kiedy już dowiecie się, do której sekcji należycie, pójdziecie na jej spotkanie i omówienie planu działania. Sekcja dywersyjna ma zebranie w jadalni, szturmowa tutaj, na poligonie. Rozejść się!
Po jego słowach wszyscy się ożywili. Poszczególni przywódcy zeszli z podwyższenia i skierowali się w stronę jadalni, a pozostali, zostali na swoich miejscach. Skipper z trudem przecisnął się do drzwi i spojrzał na listy. Był w oddziale szturmowym, tak jak Rico i Kathy. Na początku ucieszyło go to, jednak gdy doszedł do końca listy, serce podeszło mu do gardła. Alex, Kowalski i Szeregowy, trafili do sekcji dywersyjnej. Z jakiegoś powodu, czuł w związku z tym obawy, zarówno o życie przyjaciół, jak i ukochanej. Ale postanowił się tym nie przejmować, przynajmniej dopóki nie pozna wytycznych. Wraz z Rico i jego dziewczyną poszedł na miejsce zbiórki. Tam DeWard szczegółowo wyjaśnił im plan, a potem kazał wrócić do swoich kwater. Kiedy Rico skierował się w stronę pokoju, niższy z pingwinów powiedział mu, że dogoni go później i skierował się w stronę jadalni. Wbrew jego przypuszczeniom, konferencja wciąż trwała, więc postanowił poczekać przed drzwiami. Po około dwudziestu minutach, z pomieszczenia dosłownie wylała się fala żołnierzy. Skipper jednak nie dał się porwać tłuszczy i dzielnie trwał w miejscu. Na samym końcu wyszła ta, na którą czekał. Miała smutną minę, ale gdy tylko ujrzała nielota uśmiechnęła się. Ruchem głowy, pokazał jej by poszła za nim. Zaprowadził ją na wzgórze znajdujące się kilometr od bazy. Rosło na nim pojedyncze małe drzewko, a pod samym pagórkiem, znajdowała się malutka polanka, pokryta wieczorną rosą. Był stąd idealny widok na rozgwieżdżone niebo. Pingwinka położyła się na trawie i zaczęła patrzyć w gwiazdy. Nie pamiętała, żeby kiedyś to robiła, ale spodobało jej się to. Pingwin dołączył do niej, kładąc się obok. Patrzyli w niebo zapominając o bożym świecie, tak, jakby nie było nikogo i niczego poza nimi. Nie chcieli stąd odchodzić. Pragnęli tu pozostać tylko we dwoje. Jednak wiedzieli, że to niemożliwe. Musieli wypełnić swą powinność. Dopiero później, mogli się zastanowić co dalej. Mimo wszystko, postanowili się nie przejmować i zostali na wzgórzu do rana.
***
Skipper obudził się dopiero około trzynastej i z miejsca poczuł dziki głód. Zszedł do jadalni i na szybko spożył śniadanie i wrócił do pokoju. Dzisiaj dostali wolne od treningu, więc nie musiał się martwić, że zostanie za to zlinczowany. Pomimo, że nie był tego świadom, o siedemnastej, miał zacząć się jeden z najważniejszych epizodów jego życia.
***
Wszyscy byli już gotowi do akcji. Otrzymali niezbędny sprzęt i mieli ruszać. Sekcja szturmowa, miała zdecydowanie mniejszy dystans do przebycia, niż dywersyjna, mimo to, wyruszyła szybciej. Na miejsce dotarli po godzinie marszu. DeWard wziął ze sobą Skippera, a resztę oddziału porozdzielał na pomniejsze grupy. Każda miała inne zadanie, na przykład Rico i Kathy, jako iż znali się na ładunkach wybuchowych, mieli podłożyć bomby w bazie wroga. Przywódca, wraz z młodym podkomendnym szli niestrudzenie przez gwatemalską dżunglę w ciszy i skupieniu. Nagle weteran się zatrzymał, kazał zaczekać nielotowi w miejscu i poszedł w pobliskie zarośla. Pingwin zastanawiał się, czym było spowodowane dziwne zachowanie dowódcy, gdy nagle usłyszał dźwięk komunikatora, a następnie słowa generała.
- Wszystko idzie zgodnie z planem. Sekcja dywersyjna zginie w ciągu kilku godzin. Miałem świetny pomysł z tą czystką co? Pozbędziemy się tych bezużytecznych tłuków, których mamy zdecydowaną nadwyżkę i powiemy, że mieliśmy kreta w bazie, który informował rebeliantów o naszych planach. To będzie wyglądać na wielką porażkę i katastrofę. Nikt nie pomyśli o tym, że sami to uknuliśmy.
Ptak nie wierzył w to co słyszał. Ogromnie szanował DeWarda, a okazało się, że ten, na szacunek nie zasługiwał, w najmniejszym stopniu. Był niestabilny psychicznie. Chciał zgładzić niezliczoną ilość istnień, tylko dla chorej satysfakcji. Co ważniejsze, wśród osób, które miały zginąć, byli jego przyjaciele. Nagle z krzaków wyszedł dowódca.
- No, to idziemy dalej! - rzekł stanowczo.
- Nie - odparł Skipper.
- Jak to, „nie”?
- Nie pozwolę ci ich zabić, maniaku.
 -Ach, więc słyszałeś? Mamusia nie uczyła, że to nieładnie podsłuchiwać? - powiedział szyderczo pingwin, doskonale wiedząc, że wątek rodziców rani nielota bardzo dotkliwie. - To jest wojna. W każdej chwili możesz zginąć. Każdy twój ruch i oddech są darem. Każda kolejna sekunda, którą spędzasz na tym padole łez, jest darem. Te tępaki z dowództwa, w życiu się nie połapią, że to było ukartowane. Dwadzieścia lat służby, wiele poświęceń i jak mi odpłacają? Dają mi posadę jakiegoś tam generała, ot co! Ale ja im pokażę. Jeszcze pożałują! Szkoda, że muszę cię zabić, bo polubiłem cię synu. Za dużo wiesz.
Po wypowiedzeniu tych słów, skoczył w stronę niczego nie spodziewającego się Skippera. Bez trudu powalił go na ziemię i zaczął go dusić. Nielot, czując zwiększający się nacisk na gardło, z całych sił próbował się uwolnić, ale to nic nie dawało. Uderzał na oślep przed siebie, jednak to również nie przynosiło efektu. Kiedy zaczął czuć, że powoli brakuje mu tlenu, spojrzał w oczy przeciwnikowi. Nie było w nich nic. Tylko czyste szaleństwo. Skrzydłem poszukał jakiejś broni i znalazł krótki patyk. Pociemniało mu w oczach, ale zdołał wykonać ruch w kierunku oponenta. Ku jego zdziwieniu, uścisk nagle zelżał. Odzyskał wzrok i ujrzał DeWarda, drącego się na całe gardło. Patyk tkwił w jego oku. Skipper zdecydowanie wepchnął go głębiej. Stary ptak wydał z siebie ostatnie tchnienie, a po chwili upadł martwy na ziemię.


C.D.N.



I co myślicie o tej notce?
I o DeWardzie?

3 komentarze:

  1. Szkoda ze DeWard okazal sie ostatnia szumowina.

    Bardzo spodobaly mi sie twoje slowa, cytuje: "Kazdy twoj ruch i oddech sa darem. Kazda kolejna sekunda ktora spedzasz na tym padole lez jest darem." Nie wiem czemu, ale poruszyly mnie do glebi.

    Z wielkim zniecierpliwieniem czekam na nastepna note.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale super zakończenie! I ta zdrada DeWarda! I to jak nazwał Skippera „synu”. Kurcze, ty to masz dar do pisania! Mój blog się chowa, to jest cudowne. Nie będzie dłuższego komenta bo nie wytrzymam i muszę przeczytać kontynuację;) super extra! Wow!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeeeeeeeeeeej Masz talent

    OdpowiedzUsuń