niedziela, 26 maja 2013

Rozdział II: Przeszpiegi

Pingwiny wstały dopiero o dziesiątej rano, ale i tak były niewyspane. Oddział ustawił się w nierównym szeregu przed Skipperem, a on powiedział:
- Panowie – Po czym spojrzał na dziewczynę i po chwili namysłu dodał – i ty Kathy. Mamy za sobą ciężką, jak mniemam, noc.
- Ta… Ciężka, to eufemizm – rzekł Kowalski.
- Niemniej jednak, musimy wykonać misję! – rzekł i ziewnął.
- A jaką? – spytał Neil.
- Po pierwsze, obudźcie Rico – Wskazał śpiącego na stojąco ptaka. – a po drugie, to coś się wymyśli przy śniadaniu.
- A co na śniadanie?
- Ryba, a co ma być?
- No… Ryba.
Po tej krótkiej wymianie zdań, zajęli swoje miejsca przy stole, wyjęli ryby i zaczęli jeść. Posiłek spędzili w ciszy, przerywanej jedynie głośnym pochrapywaniem Rico, który co chwila przysypiał. Gdy skończyli, dowódca zabrał głos:
- Dobra drużyno, mały rekonesans. Dzielimy się na dwa oddziały. Ja, Kowalski i Szeregowy będziemy oddziałem alfa, zaś Rico, Kathy i Neil, oddziałem Vin Diesel.
- Poważnie? – zapytał ironicznie brat Skippera.
- Tak. My sprawdzamy wybieg Juliana, a wy Clemsona. Proste? Świetnie – skwitował, zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć.
Następnie wraz z młodzikiem i naukowcem opuścił bazę, zostawiając w niej zdezorientowany oddział Vin Diesel.
***
Trzy pingwiny znalazły się przy starym habitacie lemurów, z zamiarem dostania się do środka. Bez trudu przeskoczyły przez mur i znalazły się na wybiegu, lecz od razu zostali zauważeni. Podszedł do nich wysoki silnie umięśniony lemur. Przyjrzeli się mu. Był to wysoki lemur mokok, mający czarne futro i niezwykle jasne oczy, kontrastujące z całą resztą. Nieznajomy odkaszlnął i powiedział:
- A wizy, są?
- Co?
- Macie wizy?
- Wizy?
- Wizy.
- Wizy?
- Tak, wizy.
- A po kiego nam wizy? – zadał pytanie lider.
- Teraz, aby przebywać na terenie królestwa, trzeba mieć wizy.
- Masz synonim słowa „wizy”? – spytał rozbawiony Kowalski.
- A co to synonim?
- Już spieszę z wyjaśnieniem – zaczął i dał sygnał swoim druhom, że zajmie ssaka wystarczająco długo, by mogli skutecznie przeprowadzić infiltrację.
Nieloty szybko umknęły z miejsca zdarzenia i zaczęły przeszpiegi. Nie zajęło im dużo czasu spostrzeżenie znacznych zmian na lemurzym wybiegu. Po pierwsze, został znacznie powiększony, po drugie, dorobiono na nim niewielkie jeziorko w lewym rogu, a po trzecie – i chyba najważniejsze – lemurów było o pięć więcej. Spostrzegli Morisa leżącego w popołudniowym słońcu i od razu postanowili wydobyć z niego garść informacji. Techniką ślizgu brzusznego dotarli do niego, wzięli go ze sobą i wrócili do bezpiecznego cienia.
- Co jest? – spytał zdezorientowany ssak.
- Cicho. Nie mogą nas zobaczyć – wytłumaczył Skipper.
- A, to wy chłopaki. O co chodzi?
- Równie dobrze, to my moglibyśmy zadać to pytanie tobie. Co to za pomysł z tymi całymi wizami?
- Clemson to wymyślił, a Julian oczywiście podłapał.
- Dobra, a teraz rozjaśnij mi sytuację, jeśli chodzi o zasoby ludzkie – rozkazał pingwin.
- Co?
- No po prostu powiedz ilu was tu jest i jakie mają atuty poszczególne osobniki.
- Okej, okej. Ten przygłup, który sprawdza wizy, to Frank. Przyjechał do nas prosto z Madagaskaru. Oprócz niego, są jeszcze bliźniaki: Mike i Spike. Nie idzie ich od siebie odróżnić. Potem jest Phil, który interesuje się pirotechniką…
- Coś czuję, że Rico mógłby się z nim dogadać – przerwał dowódca.
- Też mi się tak wydaje – odparł lemur, po czym kontynuował. – I na końcu jest jeszcze Emily. O patrzcie, tam idzie – rzekł wskazując samicę lemura wari przechodzącą nieopodal.
Szeregowy dokładnie się jej przyjrzał. Miała niecodzienne ubarwienie futra jak na ten gatunek, bowiem tylko jej boki miały kolor biały, zaś reszta futra była nieskazitelnie czarna, jeśli nie liczyć małego znamienia w okolicach szyi. Jego obserwację przerwał idący w ich stronę Frank.
- Szlag! Szeregowy! Manewr „Pingwinia Sprężyna”! Raz, raz, raz!
Po wypowiedzenie tych słów, ptaki złapały się za skrzydła i spróbowały wykonać wzmiankowany ruch, jednak wysoki lemur był szybszy i ich złapał.
- Nie ma przepustki, nie ma wchodzenia na posesję – rzekł chłodno ssak i zamachnął się, a następnie rzucił ptaki poza teren wybiegu.

- Moris! Dzisiaj o dwudziestej w naszej bazie!!! – krzyknął Skipper lecąc ponad murem w kierunku bazy.
***
Neil, Kathy i Rico mieli o tyle utrudnione zadanie, że na wybiegu, który mieli sprawdzić, nie znali nikogo, poza Clemsonem, którego swoją drogą znał tylko Rico. Po cicho przeskoczyli przez mur i znaleźli się na terenie działań. Rozejrzeli się. Wybieg rozmiarami bardzo przypominał ten Juliana, ale jeśli chodzi o resztę, to była całkowicie odmienna. Habitat był w miarę płaski, tylko gdzieniegdzie pojawiały się nieliczne wybrzuszenia i skałki. Jednak wszędzie rosły drzewa tropikalne rozmaitych gatunków. Na drugim końcu wybiegu znajdywała się olbrzymia jaskinia. Kamień był czarny, przez co jej wnętrze wydawało się pogrążone w mroku. Pingwiny podkradły się pod wejście pieczary, by wysondować, co i jak. Nagle, Rico poczuł, że ktoś łapie go za głowę i ciągnie do tyłu, więc zaczął się drzeć. Pozostałe ptaki odwróciły się w jego stronę i zobaczyły, że trzyma go jakiś lemur. Był niewiele większy od pingwina, miał czarno-rude futro i błękitne oczy.
- Za wtargnięcie na teren prywatny grozi grzywna – rzekł przybysz.
-Oj, już się boję – zadrwił Neil.
- Za drwienie z funkcjonariusza, kara się zwiększa – dodał z kamiennym wyrazem twarzy lemur.
- A za pobicie? – spytał najstarszy nielot.
- Hm… Chyba tak, a czemu… - Chciał spytać, ale nie było dane mu dokończyć, bo komandos uderzył go w twarz, powalając go na ziemię.
- Dobra, a teraz się oddalimy, jeśli łaska – powiedział Neil.
***
Gdy oddział Vin Diesel dotarł do bazy, Skipper, Szeregowy i Kowalski już w niej byli.
- Nie poszło do końca tak, jak chcieliście, co? – zadał pytanie brat Skippera.
- Tak jakby, ale o dwudziestej, będzie tu Moris, który wszystko nam powie – zripostował Skipper.
- A ufasz mu?
- Jako jedynemu ssakowi w tym zoo.
- A Doris szefie? – zapytał Kowalski.
- Hę? A tak, jasne, jej też w miarę ufam.
- A Marlenka? – dodał młodzik.
- Jej też w sumie można zaufać – odrzekł zbity z tropu lider.
- Bleh blugd freymbsda? – spytał Rico
- Dobra, Edkowi i Masonowi też można zaufać.
- A co z…
- Dobra, tak mi się powiedziało! Koniec tematu!
***
Dochodziła godzina dwudziesta, a słońce leniwie chowało się za horyzontem, gdy Moris wyszedł z Królestwa Króla Juliana. Skierował się w stronę bazy komandosów i wszedł do środka. Pingwiny powitały go z entuzjazmem i zaprosiły do stołu. Kiedy już się usadowił, Skipper z podnieceniem spytał:
- I jakie masz dla nas wieści?
- Dwie: dobrą i złą. Dobra jest taka, że za niedługo do zoo przyjedzie na miesiąc oddział komandosów.
- To wspaniale! A jaka jest zła?
- Ci komandosi są lemurami.



C.D.N.



Co myślicie o tejże notce?
I oddziale lemurów - komandosów?
Czekam na wasze opinie!!!
S. D. P.

6 komentarzy:

  1. O rany! Coś mi mówi że będzie się działo. Mam nadzieję że lemury nie dadzą popalić pingwinom. Byłoby... sama nie wiem. Chyba "dziwnie" pasuje najlepiej.

    Nota jest genialna, ale chyba się już powtarzam:-) Czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń
  2. Już widzę ich miny~! Lemury = komandosi? Hahaha niebanalne połączenie ci powiem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny pomysł z tymi wizami, rozbawił mnie xd haha najlepsza linijka to oczywiście: „Clemson to wymyślił, a Julian oczywiście podłapał” No wypisz wymaluj Julek xD haha
    cudna notka, nie mogę się doczekać tych komandosów-lemurów ;d

    OdpowiedzUsuń
  4. Co to jakieś jaja!

    OdpowiedzUsuń