Pingwiny wstały dopiero o dziesiątej rano, ale i tak były
niewyspane. Oddział ustawił się w nierównym szeregu przed Skipperem, a on
powiedział:
- Panowie – Po czym spojrzał na dziewczynę i po chwili
namysłu dodał – i ty Kathy. Mamy za sobą ciężką, jak mniemam, noc.
- Ta… Ciężka, to eufemizm – rzekł Kowalski.
- Niemniej jednak, musimy wykonać misję! – rzekł i ziewnął.
- A jaką? – spytał Neil.
- Po pierwsze, obudźcie Rico – Wskazał śpiącego na stojąco
ptaka. – a po drugie, to coś się wymyśli przy śniadaniu.
- A co na śniadanie?
- Ryba, a co ma być?
Po tej krótkiej wymianie zdań, zajęli swoje miejsca przy
stole, wyjęli ryby i zaczęli jeść. Posiłek spędzili w ciszy, przerywanej
jedynie głośnym pochrapywaniem Rico, który co chwila przysypiał. Gdy skończyli,
dowódca zabrał głos:
- Dobra drużyno, mały rekonesans. Dzielimy się na dwa
oddziały. Ja, Kowalski i Szeregowy będziemy oddziałem alfa, zaś Rico, Kathy i
Neil, oddziałem Vin Diesel.
- Poważnie? – zapytał ironicznie brat Skippera.
- Tak. My sprawdzamy wybieg Juliana, a wy Clemsona. Proste?
Świetnie – skwitował, zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć.
Następnie wraz z młodzikiem i naukowcem opuścił bazę,
zostawiając w niej zdezorientowany oddział Vin Diesel.
***
Trzy pingwiny znalazły się przy starym habitacie lemurów, z
zamiarem dostania się do środka. Bez trudu przeskoczyły przez mur i znalazły
się na wybiegu, lecz od razu zostali zauważeni. Podszedł do nich wysoki silnie
umięśniony lemur. Przyjrzeli się mu. Był to wysoki lemur mokok, mający czarne
futro i niezwykle jasne oczy, kontrastujące z całą resztą. Nieznajomy
odkaszlnął i powiedział:
- A wizy, są?
- Co?
- Macie wizy?
- Wizy?
- Wizy.
- Wizy?
- Tak, wizy.
- A po kiego nam wizy? – zadał pytanie lider.
- Teraz, aby przebywać na terenie królestwa, trzeba mieć
wizy.
- Masz synonim słowa „wizy”? – spytał rozbawiony Kowalski.
- A co to synonim?
- Już spieszę z wyjaśnieniem – zaczął i dał sygnał swoim
druhom, że zajmie ssaka wystarczająco długo, by mogli skutecznie przeprowadzić
infiltrację.
Nieloty szybko umknęły z miejsca zdarzenia i zaczęły
przeszpiegi. Nie zajęło im dużo czasu spostrzeżenie znacznych zmian na lemurzym
wybiegu. Po pierwsze, został znacznie powiększony, po drugie, dorobiono na nim
niewielkie jeziorko w lewym rogu, a po trzecie – i chyba najważniejsze –
lemurów było o pięć więcej. Spostrzegli Morisa leżącego w popołudniowym słońcu
i od razu postanowili wydobyć z niego garść informacji. Techniką ślizgu
brzusznego dotarli do niego, wzięli go ze sobą i wrócili do bezpiecznego
cienia.
- Co jest? – spytał zdezorientowany ssak.
- Cicho. Nie mogą nas zobaczyć – wytłumaczył Skipper.
- A, to wy chłopaki. O co chodzi?
- Równie dobrze, to my moglibyśmy zadać to pytanie tobie. Co
to za pomysł z tymi całymi wizami?
- Clemson to wymyślił, a Julian oczywiście podłapał.
- Dobra, a teraz rozjaśnij mi sytuację, jeśli chodzi o
zasoby ludzkie – rozkazał pingwin.
- Co?
- No po prostu powiedz ilu was tu jest i jakie mają atuty
poszczególne osobniki.
- Okej, okej. Ten przygłup, który sprawdza wizy, to Frank.
Przyjechał do nas prosto z Madagaskaru. Oprócz niego, są jeszcze bliźniaki:
Mike i Spike. Nie idzie ich od siebie odróżnić. Potem jest Phil, który
interesuje się pirotechniką…
- Coś czuję, że Rico mógłby się z nim dogadać – przerwał
dowódca.
- Też mi się tak wydaje – odparł lemur, po czym kontynuował.
– I na końcu jest jeszcze Emily. O patrzcie, tam idzie – rzekł wskazując samicę
lemura wari przechodzącą nieopodal.
Szeregowy dokładnie się jej przyjrzał. Miała niecodzienne
ubarwienie futra jak na ten gatunek, bowiem tylko jej boki miały kolor biały,
zaś reszta futra była nieskazitelnie czarna, jeśli nie liczyć małego znamienia
w okolicach szyi. Jego obserwację przerwał idący w ich stronę Frank.
- Szlag! Szeregowy! Manewr „Pingwinia Sprężyna”! Raz, raz,
raz!
Po wypowiedzenie tych słów, ptaki złapały się za skrzydła i
spróbowały wykonać wzmiankowany ruch, jednak wysoki lemur był szybszy i ich
złapał.
- Nie ma przepustki, nie ma wchodzenia na posesję – rzekł
chłodno ssak i zamachnął się, a następnie rzucił ptaki poza teren wybiegu.
- Moris! Dzisiaj o dwudziestej w
naszej bazie!!! – krzyknął Skipper lecąc ponad murem w kierunku bazy.
***
Neil, Kathy i Rico mieli o tyle
utrudnione zadanie, że na wybiegu, który mieli sprawdzić, nie znali nikogo,
poza Clemsonem, którego swoją drogą znał tylko Rico. Po cicho przeskoczyli
przez mur i znaleźli się na terenie działań. Rozejrzeli się. Wybieg rozmiarami
bardzo przypominał ten Juliana, ale jeśli chodzi o resztę, to była całkowicie
odmienna. Habitat był w miarę płaski, tylko gdzieniegdzie pojawiały się
nieliczne wybrzuszenia i skałki. Jednak wszędzie rosły drzewa tropikalne
rozmaitych gatunków. Na drugim końcu wybiegu znajdywała się olbrzymia jaskinia.
Kamień był czarny, przez co jej wnętrze wydawało się pogrążone w mroku. Pingwiny
podkradły się pod wejście pieczary, by wysondować, co i jak. Nagle, Rico
poczuł, że ktoś łapie go za głowę i ciągnie do tyłu, więc zaczął się drzeć. Pozostałe
ptaki odwróciły się w jego stronę i zobaczyły, że trzyma go jakiś lemur. Był
niewiele większy od pingwina, miał czarno-rude futro i błękitne oczy.
- Za wtargnięcie na teren prywatny
grozi grzywna – rzekł przybysz.
-Oj, już się boję – zadrwił Neil.
- Za drwienie z funkcjonariusza,
kara się zwiększa – dodał z kamiennym wyrazem twarzy lemur.
- A za pobicie? – spytał najstarszy
nielot.
- Hm… Chyba tak, a czemu… - Chciał
spytać, ale nie było dane mu dokończyć, bo komandos uderzył go w twarz, powalając
go na ziemię.
- Dobra, a teraz się oddalimy,
jeśli łaska – powiedział Neil.
***
Gdy oddział Vin Diesel dotarł do
bazy, Skipper, Szeregowy i Kowalski już w niej byli.
- Nie poszło do końca tak, jak
chcieliście, co? – zadał pytanie brat Skippera.
- Tak jakby, ale o dwudziestej,
będzie tu Moris, który wszystko nam powie – zripostował Skipper.
- A ufasz mu?
- Jako jedynemu ssakowi w tym zoo.
- A Doris szefie? – zapytał Kowalski.
- Hę? A tak, jasne, jej też w
miarę ufam.
- A Marlenka? – dodał młodzik.
- Jej też w sumie można zaufać –
odrzekł zbity z tropu lider.
- Bleh blugd freymbsda? – spytał Rico
- Dobra, Edkowi i Masonowi też
można zaufać.
- A co z…
- Dobra, tak mi się powiedziało! Koniec
tematu!
***
Dochodziła godzina dwudziesta, a
słońce leniwie chowało się za horyzontem, gdy Moris wyszedł z Królestwa Króla
Juliana. Skierował się w stronę bazy komandosów i wszedł do środka. Pingwiny
powitały go z entuzjazmem i zaprosiły do stołu. Kiedy już się usadowił, Skipper
z podnieceniem spytał:
- I jakie masz dla nas wieści?
- Dwie: dobrą i złą. Dobra jest
taka, że za niedługo do zoo przyjedzie na miesiąc oddział komandosów.
- To wspaniale! A jaka jest zła?
- Ci komandosi są lemurami.
C.D.N.
Co myślicie o tejże notce?
I oddziale lemurów - komandosów?
Czekam na wasze opinie!!!
S. D. P.
O rany! Coś mi mówi że będzie się działo. Mam nadzieję że lemury nie dadzą popalić pingwinom. Byłoby... sama nie wiem. Chyba "dziwnie" pasuje najlepiej.
OdpowiedzUsuńNota jest genialna, ale chyba się już powtarzam:-) Czekam na więcej
W sumie, to już chyba jeden lemur dał im popalić, nie? ;p
UsuńOj cicho!
UsuńJuż widzę ich miny~! Lemury = komandosi? Hahaha niebanalne połączenie ci powiem :)
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł z tymi wizami, rozbawił mnie xd haha najlepsza linijka to oczywiście: „Clemson to wymyślił, a Julian oczywiście podłapał” No wypisz wymaluj Julek xD haha
OdpowiedzUsuńcudna notka, nie mogę się doczekać tych komandosów-lemurów ;d
Co to jakieś jaja!
OdpowiedzUsuń