Cześć! Na wstępie chciałbym bardzo podziękować wam za te 6000
wejść i 430 komentarzy! Ludzie, uwielbiam was xD Dobra, a teraz parę spraw dot.
opowiadania. Na sam pomysł wpadłem wczoraj podczas rozmowy z RaptorRed i
poczułem obywatelski obowiązek zrealizowania go.
Wiem, że to jest całkowicie oderwane od
aktualnie mającej miejsce historii i w ogóle, ale tak jakoś wyszło, że musiałem
to zrobić teraz xd
Eh, a teraz jeszcze parę informacji, które
polecam przeczytać... Ywo, na wstępie zaznaczam, że ucieszysz się, bo jest dużo
o Bulgocie; ale po przeczytaniu możesz zechcieć rozerwać mnie na strzępy.
Wydaje mi się, że historia zahacza o ciekawy temat i ja w każdym razie się
jeszcze z nim na żadnym pingwinowym blogu nie spotkałem. Ostrzeżenie dla osób
wrażliwych, tudzież nietolerancyjnych. Ostrzegałem. Czytacie na własną
odpowiedzialność.
***
Dwa delfiny płynęły niestrudzenie przed
siebie, nie wiadomo dokąd. Płynący po prawej co chwila patrzył się za siebie,
jakby się czegoś obawiał. Po paru minutach bezcelowego parcia naprzód, drugi
ssak wskazał coś płetwą. Jego towarzysz przyjrzał się dokładnie wskazanemu
miejscu, po czym skinął głową. Oba butlonosy skierowały się w kierunku
niewielkiej jaskini, położonej u stóp podwodnej góry. Wejście było przysłonięte
algami, którymi obficie było porośnięte całe wzniesienie. Delfiny ostrożnie
wpłynęły do środka, chcąc się najpierw upewnić, czy nikt tam nie mieszka. Gdy
byli pewni, że jest całkowicie bezpiecznie, wypełzli na brzeg. Byli wycieńczeni
całodniową ucieczką.
Doris spojrzała w oczy brata. Przez
ostatnie tygodnie właśnie w nich znajdowała oparcie. Cokolwiek by się nie
działo, Francis był gotów ją chronić. Odkąd pomogła mu uciec z sierocińca, cały
czas musieli przed kimś uciekać. Teraz nareszcie mieli spokój. Nie musieli
przed nikim się kryć, przed nikim uciekać. Jeszcze raz spojrzała mu w oczy i
mimowolnie się uśmiechnęła. Zawsze tak reagowała. Po prostu, cierpiał na
różnobarwność tęczówki i jego oczy miały inny kolor. Prawe było szare, lewe
brązowe. Nie wiedziała, co ją w tym tak podnosiło na duchu. Może to, że
wiedziała, że to był on. Nie jakiś Will z jej dawnego stada, który ją dręczył.
Nie jej ojciec, dla którego była rozczarowaniem. To był On. Jej brat.
Chłopak powoli podniósł się z ziemi, by
dokonać oględzin jaskini. Była niewielka, ale wystarczająco duża, by można tam
było wygodnie żyć. Miała około trzydziestu metrów długości, piętnastu
szerokości i pięciu wysokości. W prawym rogu znajdowało się wzniesienie, będące
nimalże idealnym prostokątem. Pod jedną ze ścian dało się dostrzec głaz,
kształtem przypominający blat. Z sufitu kapała ca jakis czas pojedyncza kropla
wody, która rozbijała się z pluskiem na podłodze.
Cały trząsł się ze zmęczenia i braku
jedzenia. Jego siostra była w nieco lepszym stanie, ale również ledwo mogła
utrzymać się pozycji stojącej. Musieli coś zjeść, jeśli mieli przeżyć. Francis
podszedł do wyjścia z jaskini i zaczął zanurzać się w wodzie, z której dopiero
przed chwilą wyszedł. Doris poszła w jego ślady. Po chwili oboje znaleźli się
na otwartej przestrzeni, na której dało się dostrzec kilka małych ławic ryb.
Mieli tylko jedną szansę, żeby złapać choćby nieco ryb, gdyż byli tak zmęczeni,
że nie starczyłoby im sił na pościg. Powoli podpłynęli do najbliższej grupy
ryb, po czym zaatakowali. Ich ruchy były niezwykle szybki, jak na kogoś w takim
stanie. Bez większego problemu zaspokoili głód i wrócili do jaskini.
Kiedy się w niej znaleźli, Doris położyła
się na wzniesieniu w rogu i momentalnie zasnęła. Francis podszedł do niej i
przejechał płetwą po jej twarzy, nieco się przy tym uśmiechając. Sam przysiadł
przy wejściu, by na wszelki wypadek pilnować wejścia. Jednak był zbyt zmęczony,
by zrobić cokolwiek. Spuścił głowę z dół, zamknął powieki i zasnął.
***
Doris obudził jakiś dziwny hałas. Powoli
otworzyła oczy i zobaczyła, że obok jej brata jest jakiś drugi delfin. Większy
i zapewne silniejszy. Z jego zachowania można było wywnioskować, że nie zbyt
przyjacielskich zamiarów. Francis próbował z nim porozmawiać.
- Daj spokój, pozwól nam zostać jeszcze
jeden dzień!
- Pojebało? Macie stąd wypierdalać, albo
sam was wywalę - odparł nieznajomy.
- A co jeśli tego nie zrobimy? - spytał
retorycznie Francis.
- Hm... To! - Po wypowiedzeniu tych słów
uderzył delfina z całej siły w brzuch, a ten powoli opadł na ziemię.
Nieznajomy odszedł od ssaka i skierował
się w kierunku jego siostry. Francis odzyskał oddech i dostrzegł, że przybysz
ma zamiar uderzyć Doris. Poczuł, że krew się w nim gotuje i skoczył na
przeciwnika. Powalił go na ziemię i zaczął go bić bez opamiętania. Delfin na
chwilę zaprzestał ataku, by złapać oddech. To był błąd. Przeciwnik wykorzystał
ten moment i zrzucił z siebie Francisa. Role się odwróciły i teraz to on
okładał chłopaka po twarzy. Delfinica, która stała z boku, była już na tyle
przytomna, żeby zrozumieć całą sytuację. Nie zastanawiając się skoczyła w
kierunku delfina, zrzucając go na ziemię. Przez chwilę miała z nim kontakt
wzrokowy. Był wściekły. Chciał zabić ją i jej brata. Nie obchodziło go to, że
ledwo żyli. Po prostu ich tu nie chciał. Uderzył Doris parę razy i już
przymierzał się do kolejnego ciosu, kiedy dopadł go jej brat. Nieznajomy był w
tej chwili zbyt zaskoczony, by zrobić cokolwiek. Dlatego nie wydał z siebie
choćby jęknięcia, gdy Francis rozerwał mu gardło. Jeszcze przez krótką chwilę
rzucał się po ziemi, tylko po to, by po chwili zamrzeć w bezruchu. Na zawsze.
Chłopak powoli osunął się na ziemię i
schował twarz w płetwach. Cały się trząsł. Nie był w stanie zrobić nic, poza
biernym siedzeniem i wpatrywaniem się w zwłoki. Chciał się ich pozbyć, ale nie
miał siły. Ten widok był dla niego czymś nowym. Obcym. Strasznym. Jednak po
chwili wstał i zaczął przesuwać ciało po podłodze, w kierunku wyjścia z
pieczary. Kiedy trup znalazł się w wodzie, rzucił mu ostatnie spojrzenie i
odwrócił się w kierunku wnętrza jaskini. Doris była cała i zdrowa, jeśli nie
liczyć małej strużki krwi, wypływającej z jej ust. Ale nie było to niczym
groźnym. W każdym razie, nie mogło to skutecznie zagrozić jej życiu, więc
Francis się o nią nie martwił.
Mimo wszystko czuł się źle, ze
świadomością, że kogoś zabił. Nawet dla Niej. W zasadzie, to czuł się
potwornie. Przecież on też mógł mieć rodzinę. A Francis go zabił. Jakby był nic
niewartym stworzeniem. Fakt, że on tez chciał ich zabić. Ale uczucie, które
właśnie towarzyszyło młodemu delfinowi było nie do zniesienia. Pomimo tego, że
już pozbył się ciała, to nadal był roztrzęsiony. Wciąż miał przed oczyma twarz
nieznajomego, patrzącą na niego z przerażeniem i wyrzutem.
[W tym momencie zamieszczam ostatnie
ostrzeżenie. Dalej już zaczyna się zasadnicza treść opowiadania. Żeby nie było,
że nie ostrzegałem.]
Doris powoli zbliżyła się do brata i
spojrzała mu w oczy. W te same, w których przez ostatnie tygodnie zawsze mogła
znaleźć oparcie i pociechę. Teraz widziała w nich różne emocje - złość,
przerażenie, niepewność. Strach. Strach przed tym, co będzie jutro. Chciała go
jakoś podnieść na duchu, tak samo, jak on robił to w ostatnim czasie; ale nie
potrafiła. Nie wiedziała, co powinna powiedzieć. Nagle w jej głowie pojawił się
pewien pomysł. Nie wiedziała dlaczego, ale była pewna, że powinna to zrobić.
Wiedziała, że to było złe, ale musiała to zrobić. Chciała to zrobić. Niewiele się
namyślając, pocałowała brata w usta.
***
Kiedy Francis i Doris się obudzili, leżeli
bardzo blisko siebie, dotykając się ustami. Na początku, wydało im się to
bardzo dziwne, ale po chwili przypomnieli sobie wydarzenia poprzedniego dnia.
Nieznajomy delfin, jego śmierć, pocałunek... A potem rzeczy potoczyły się same.
Nie byli do końca pewni, co wczoraj robili, ale czuli się szczęśliwi. Naprawdę
szczęśliwi. Spojrzeli na wodę u wylotu jaskini. Dało się w niej dostrzec
promienie słońca, przebijające się przez powierzchnię wody do samych głębin.
Wypłynęli z jaskini na otwartą przestrzeń, w celu upolowania czegoś do
jedzenia. Po przepłynięciu jakiegoś kilometra natknęli się na ławicę ryb. Bez
większego trudu posili się, po czym bez pośpiechu wrócili do swojej jaskini.
***
Od pierwszego dnia w jaskini minął ponad
miesiąc. W tym czasie Doris i Francis jeszcze bardziej się do siebie zbliżyli.
Wiedzieli, że to co robili, było niewłaściwe, ale mimo to nie chcieli przestać.
To stało się dla nich czymś w rodzaju narkotyku. Wprowadzali się w stan
przyjemnej błogości, zapominając o wszystkim innym. Za każdym razem powtarzali
sobie, że 'to już ostatni raz'. I za każdym razem robili to dalej. Im bardziej
w to brnęli, tym bardziej nie mogli się od tego uwolnić. Już nic się dla nich
nie liczyło, tylko to, że byli razem. Każdy dzień wyglądał tak samo -
przebudzenie, polowanie i powrót. Taki styl życia był wycieńczający, bo jedli
tylko raz w ciągu całego dnia. Właściwie tylko Francisa wykańczała tak mała
ilość pokarmu, dlatego wypływał również popołudniami, sam, a wieczorem brał ze
sobą siostrę. I wszystko było dobrze. Az pewnego dnia, rzeczy zaczęły się
zwyczajnie pieprzyć.
***
Francis właśnie wrócił z łowów. Zastał
Doris leżącą na swoim zwykłym miejscu i położył się koło niej. Przejechał nosem
po jej szyi, a ona się uśmiechnęła, bo wiedziała, że to on. Nagle jednak delfin
odsunął się trochę i przyjrzał się jej dokładnie. Na Szyi Doris był siniak.
- Kto ci to zrobił? - spytał troskliwie.
- Nieważne - odparła.
- Ważne. Powiesz mi, proszę cię.
- Pamiętasz tego faceta, którego zabiłeś
miesiąc temu?
- Tak. Co w związku z nim?
- Miał brata, który dowiedział się o jego
śmierci. Kiedy wypłynąłeś, on tu przyszedł i... - Dziewczyna zaniosła się
płaczem.
Brat przytulił ją i szepnął:
- Pamiętasz, co ci mówiłem? Nikomu nie
pozwolę cię skrzywdzić.
- Ale... - zaczęła delfinica, lecz brat ją
uciszył.
- Spokojnie. Nikt nigdy nic ci nie zrobi -
powiedział ssak, akcentując każde słowo.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
***
Francis płynął przed siebie, wściekły na
tego, który uderzył jego siostrę. Wiedział co mu zrobi. Jakiś czas temu, to
nawet nie przeszłoby mu przez myśl; ale nie był taki jak kiedyś. Zmienił się.
Nagle jego oczom ukazała się jaskinie, nie większa od tej, w której zamieszkał
wraz z siostrą. Wpłynął do środka. Zastał delfina, który był łudząco podobny do
tego, którego zabił miesiąc temu.
- Cześć skurwielu. Poznajesz mnie? -
zapytał retorycznie chłopak.
Gospodarz nie zdołał nic odpowiedzieć,
bowiem butlonos rzucił się na niego, nie dając mu żadnych szans na ucieczkę.
Zacisnął płetwy na jego gardle, dusząc go. Delfin próbował wszystkiego, byle
tylko przeciwnik zwolnił uścisk. Jednak czegokolwiek by nie zrobił, nie
przynosiły to efektu. Poczuł, że ucisk się zacieśnia, a siły opuszczają go już
całkowicie. Francis nie nie puszczał delfina jeszcze przez chwilę, dopóki nie
był całkowicie pewien, że ten nie żyje. Wstał, splunął w kierunku ciała i
wypłynął z jaskini.
***
Kolejne dni minęły spokojnie. Francis nic
nie mówił o zajściu, które miało miejsce tamtego dnia. Wszystko pozornie
wróciło do normy. Pozornie, bowiem za niedługo wszystko miało się ostatecznie
zawalić.
***
Doris i Francis właśnie wypłynęli na
wieczorne polowanie. Podczas zmierzania do celu panowała niezręczna cisza,
którą postanowiła przerwać dziewczyna.
- Muszę ci coś powiedzieć...
- Śmiało - odparł brat.
- Francis... Myślę, że... Jestem w ciąży.
Ta wiadomość trafiła w delfina niczym
piorun. Zatrzymał się, nie bardzo wiedząc, co powinien zrobić. Popatrzył na
siostrę i zapytał, całkowicie zbity z tropu:
- Jesteś pewna?
Przełknęła ślinę i pokiwała głową.
- Kurwa - mruknął pod nosem butlonos.
Podobało mu się życie bez żadnych
obowiązków, tylko we dwójkę. Wizja dziecka wydała mu się... Dziwna.
Niecodzienna. I nieco przerażająca. Nie byłby dobrym materiałem na ojca,
przynajmniej swoim zdaniem. Był całkowicie rozkojarzony i nie wiedział co ma
zrobić. Po kilku minutach namysłu, oznajmił:
- Wracajmy do jaskini.
***
Francis przechadzał się po jaskini, nie
wiedząc, co ma ze sobą począć. Rozważał wszystkie możliwości. Kochał Doris i
już nawet nie próbował tego ukryć. Ale dziecko? Nie wiedział co o tym myśleć.
Jednak wiedział, że takie dziecko będzie miało fatalne życie. Nie chciał tego.
Sam nie miał lekko. Jednak podjął decyzję i nie chciał jej zmieniać. Podszedł
do śpiącej siostry i pocałował ją po raz ostatni, po czym wypłynął z jaskini.
THE END
O Boże... Przegiąłem chyba. Teraz bardzo
bym prosił o nie wyzywanie mnie od zboczeńców, erotomanów, pedałów i tym podobnych,
bo nie jestem żadnym z nich. Po prostu tak jakoś mi to wyszło :/ Takie raczej
niezbyt wesołe opowiadanie, którego interpretację pozostawiam wam. Nie powiem,
czym miało być - oddzielną historią, czy uzupełnieniem. Jak mówiłem - wasza
interpretacja ;) Tylko błagam - bez wyzywania.
LL
*bezgłośnie przytakuję*
OdpowiedzUsuńtaaaa.. to było trochę dziwne.. ale mi się podobało :D
Jeszcze nigdy nie czytałam tak odważnej notki, no i jeszcze nigdy nie był poruszany temat seksu, więc chylę czoła. Po twoich ostrzeżeniach itd. zaczęłam się domyślać, o co może chodzić :P tylko dlaczego bulgot jest tu taką bezmyślną machiną do zabijania? 0.o
Te przemyślenia o ojcostwie bardzo przypominają mi Dextera, są strasznie smutne, bo opuszczając ją, zrobił jej i dziecku największą krzywdę.
Tego jeszcze nie było :P bardzo ciekawe i odważne ;*
*Good to know..xd*
UsuńAllelujaaaa!!! xD
Nawet nie chodzi o sam seks, ale o kazirodztwo xD Jak to pięknie ywo określiła - kazirodcze pojeby xD Nie bezmyślną, tylko... Uznajmy, że jakieś tam motywy miał xD
A tam, gadanie xD
Dziękował ;*
O jezu to gdzie jest Doris junior? W sierocincu?
OdpowiedzUsuńJeśli w Madagaskar 4 zrobią Kowalskiemu albo Szregowemu pranie móźgu to wyślę im nobla poctą
OdpowiedzUsuńCzytałam na Wikipedii że Mad4 będzie w Azjii.
OdpowiedzUsuń