wtorek, 13 sierpnia 2013

Untitled

Cześć! Na wstępie chciałbym bardzo podziękować wam za te 6000 wejść i 430 komentarzy! Ludzie, uwielbiam was xD Dobra, a teraz parę spraw dot. opowiadania. Na sam pomysł wpadłem wczoraj podczas rozmowy z RaptorRed i poczułem obywatelski obowiązek zrealizowania go. 
Wiem, że to jest całkowicie oderwane od aktualnie mającej miejsce historii i w ogóle, ale tak jakoś wyszło, że musiałem to zrobić teraz xd
Eh, a teraz jeszcze parę informacji, które polecam przeczytać... Ywo, na wstępie zaznaczam, że ucieszysz się, bo jest dużo o Bulgocie; ale po przeczytaniu możesz zechcieć rozerwać mnie na strzępy. Wydaje mi się, że historia zahacza o ciekawy temat i ja w każdym razie się jeszcze z nim na żadnym pingwinowym blogu nie spotkałem. Ostrzeżenie dla osób wrażliwych, tudzież nietolerancyjnych. Ostrzegałem. Czytacie na własną odpowiedzialność.


***
Dwa delfiny płynęły niestrudzenie przed siebie, nie wiadomo dokąd. Płynący po prawej co chwila patrzył się za siebie, jakby się czegoś obawiał. Po paru minutach bezcelowego parcia naprzód, drugi ssak wskazał coś płetwą. Jego towarzysz przyjrzał się dokładnie wskazanemu miejscu, po czym skinął głową. Oba butlonosy skierowały się w kierunku niewielkiej jaskini, położonej u stóp podwodnej góry. Wejście było przysłonięte algami, którymi obficie było porośnięte całe wzniesienie. Delfiny ostrożnie wpłynęły do środka, chcąc się najpierw upewnić, czy nikt tam nie mieszka. Gdy byli pewni, że jest całkowicie bezpiecznie, wypełzli na brzeg. Byli wycieńczeni całodniową ucieczką.


Doris spojrzała w oczy brata. Przez ostatnie tygodnie właśnie w nich znajdowała oparcie. Cokolwiek by się nie działo, Francis był gotów ją chronić. Odkąd pomogła mu uciec z sierocińca, cały czas musieli przed kimś uciekać. Teraz nareszcie mieli spokój. Nie musieli przed nikim się kryć, przed nikim uciekać. Jeszcze raz spojrzała mu w oczy i mimowolnie się uśmiechnęła. Zawsze tak reagowała. Po prostu, cierpiał na różnobarwność tęczówki i jego oczy miały inny kolor. Prawe było szare, lewe brązowe. Nie wiedziała, co ją w tym tak podnosiło na duchu. Może to, że wiedziała, że to był on. Nie jakiś Will z jej dawnego stada, który ją dręczył. Nie jej ojciec, dla którego była rozczarowaniem. To był On. Jej brat.
Chłopak powoli podniósł się z ziemi, by dokonać oględzin jaskini. Była niewielka, ale wystarczająco duża, by można tam było wygodnie żyć. Miała około trzydziestu metrów długości, piętnastu szerokości i pięciu wysokości. W prawym rogu znajdowało się wzniesienie, będące nimalże idealnym prostokątem. Pod jedną ze ścian dało się dostrzec głaz, kształtem przypominający blat. Z sufitu kapała ca jakis czas pojedyncza kropla wody, która rozbijała się z pluskiem na podłodze.
Cały trząsł się ze zmęczenia i braku jedzenia. Jego siostra była w nieco lepszym stanie, ale również ledwo mogła utrzymać się pozycji stojącej. Musieli coś zjeść, jeśli mieli przeżyć. Francis podszedł do wyjścia z jaskini i zaczął zanurzać się w wodzie, z której dopiero przed chwilą wyszedł. Doris poszła w jego ślady. Po chwili oboje znaleźli się na otwartej przestrzeni, na której dało się dostrzec kilka małych ławic ryb. Mieli tylko jedną szansę, żeby złapać choćby nieco ryb, gdyż byli tak zmęczeni, że nie starczyłoby im sił na pościg. Powoli podpłynęli do najbliższej grupy ryb, po czym zaatakowali. Ich ruchy były niezwykle szybki, jak na kogoś w takim stanie. Bez większego problemu zaspokoili głód i wrócili do jaskini.
Kiedy się w niej znaleźli, Doris położyła się na wzniesieniu w rogu i momentalnie zasnęła. Francis podszedł do niej i przejechał płetwą po jej twarzy, nieco się przy tym uśmiechając. Sam przysiadł przy wejściu, by na wszelki wypadek pilnować wejścia. Jednak był zbyt zmęczony, by zrobić cokolwiek. Spuścił głowę z dół, zamknął powieki i zasnął.
***
Doris obudził jakiś dziwny hałas. Powoli otworzyła oczy i zobaczyła, że obok jej brata jest jakiś drugi delfin. Większy i zapewne silniejszy. Z jego zachowania można było wywnioskować, że nie zbyt przyjacielskich zamiarów. Francis próbował z nim porozmawiać.
- Daj spokój, pozwól nam zostać jeszcze jeden dzień!
- Pojebało? Macie stąd wypierdalać, albo sam was wywalę - odparł nieznajomy.
- A co jeśli tego nie zrobimy? - spytał retorycznie Francis.
- Hm... To! - Po wypowiedzeniu tych słów uderzył delfina z całej siły w brzuch, a ten powoli opadł na ziemię.
Nieznajomy odszedł od ssaka i skierował się w kierunku jego siostry. Francis odzyskał oddech i dostrzegł, że przybysz ma zamiar uderzyć Doris. Poczuł, że krew się w nim gotuje i skoczył na przeciwnika. Powalił go na ziemię i zaczął go bić bez opamiętania. Delfin na chwilę zaprzestał ataku, by złapać oddech. To był błąd. Przeciwnik wykorzystał ten moment i zrzucił z siebie Francisa. Role się odwróciły i teraz to on okładał chłopaka po twarzy. Delfinica, która stała z boku, była już na tyle przytomna, żeby zrozumieć całą sytuację. Nie zastanawiając się skoczyła w kierunku delfina, zrzucając go na ziemię. Przez chwilę miała z nim kontakt wzrokowy. Był wściekły. Chciał zabić ją i jej brata. Nie obchodziło go to, że ledwo żyli. Po prostu ich tu nie chciał. Uderzył Doris parę razy i już przymierzał się do kolejnego ciosu, kiedy dopadł go jej brat. Nieznajomy był w tej chwili zbyt zaskoczony, by zrobić cokolwiek. Dlatego nie wydał z siebie choćby jęknięcia, gdy Francis rozerwał mu gardło. Jeszcze przez krótką chwilę rzucał się po ziemi, tylko po to, by po chwili zamrzeć w bezruchu. Na zawsze.
Chłopak powoli osunął się na ziemię i schował twarz w płetwach. Cały się trząsł. Nie był w stanie zrobić nic, poza biernym siedzeniem i wpatrywaniem się w zwłoki. Chciał się ich pozbyć, ale nie miał siły. Ten widok był dla niego czymś nowym. Obcym. Strasznym. Jednak po chwili wstał i zaczął przesuwać ciało po podłodze, w kierunku wyjścia z pieczary. Kiedy trup znalazł się w wodzie, rzucił mu ostatnie spojrzenie i odwrócił się w kierunku wnętrza jaskini. Doris była cała i zdrowa, jeśli nie liczyć małej strużki krwi, wypływającej z jej ust. Ale nie było to niczym groźnym. W każdym razie, nie mogło to skutecznie zagrozić jej życiu, więc Francis się o nią nie martwił.
Mimo wszystko czuł się źle, ze świadomością, że kogoś zabił. Nawet dla Niej. W zasadzie, to czuł się potwornie. Przecież on też mógł mieć rodzinę. A Francis go zabił. Jakby był nic niewartym stworzeniem. Fakt, że on tez chciał ich zabić. Ale uczucie, które właśnie towarzyszyło młodemu delfinowi było nie do zniesienia. Pomimo tego, że już pozbył się ciała, to nadal był roztrzęsiony. Wciąż miał przed oczyma twarz nieznajomego, patrzącą na niego z przerażeniem i wyrzutem.
[W tym momencie zamieszczam ostatnie ostrzeżenie. Dalej już zaczyna się zasadnicza treść opowiadania. Żeby nie było, że nie ostrzegałem.]
Doris powoli zbliżyła się do brata i spojrzała mu w oczy. W te same, w których przez ostatnie tygodnie zawsze mogła znaleźć oparcie i pociechę. Teraz widziała w nich różne emocje - złość, przerażenie, niepewność. Strach. Strach przed tym, co będzie jutro. Chciała go jakoś podnieść na duchu, tak samo, jak on robił to w ostatnim czasie; ale nie potrafiła. Nie wiedziała, co powinna powiedzieć. Nagle w jej głowie pojawił się pewien pomysł. Nie wiedziała dlaczego, ale była pewna, że powinna to zrobić. Wiedziała, że to było złe, ale musiała to zrobić. Chciała to zrobić. Niewiele się namyślając, pocałowała brata w usta.
***
Kiedy Francis i Doris się obudzili, leżeli bardzo blisko siebie, dotykając się ustami. Na początku, wydało im się to bardzo dziwne, ale po chwili przypomnieli sobie wydarzenia poprzedniego dnia. Nieznajomy delfin, jego śmierć, pocałunek... A potem rzeczy potoczyły się same. Nie byli do końca pewni, co wczoraj robili, ale czuli się szczęśliwi. Naprawdę szczęśliwi. Spojrzeli na wodę u wylotu jaskini. Dało się w niej dostrzec promienie słońca, przebijające się przez powierzchnię wody do samych głębin. Wypłynęli z jaskini na otwartą przestrzeń, w celu upolowania czegoś do jedzenia. Po przepłynięciu jakiegoś kilometra natknęli się na ławicę ryb. Bez większego trudu posili się, po czym bez pośpiechu wrócili do swojej jaskini.
***
Od pierwszego dnia w jaskini minął ponad miesiąc. W tym czasie Doris i Francis jeszcze bardziej się do siebie zbliżyli. Wiedzieli, że to co robili, było niewłaściwe, ale mimo to nie chcieli przestać. To stało się dla nich czymś w rodzaju narkotyku. Wprowadzali się w stan przyjemnej błogości, zapominając o wszystkim innym. Za każdym razem powtarzali sobie, że 'to już ostatni raz'. I za każdym razem robili to dalej. Im bardziej w to brnęli, tym bardziej nie mogli się od tego uwolnić. Już nic się dla nich nie liczyło, tylko to, że byli razem. Każdy dzień wyglądał tak samo - przebudzenie, polowanie i powrót. Taki styl życia był wycieńczający, bo jedli tylko raz w ciągu całego dnia. Właściwie tylko Francisa wykańczała tak mała ilość pokarmu, dlatego wypływał również popołudniami, sam, a wieczorem brał ze sobą siostrę. I wszystko było dobrze. Az pewnego dnia, rzeczy zaczęły się zwyczajnie pieprzyć.
***
Francis właśnie wrócił z łowów. Zastał Doris leżącą na swoim zwykłym miejscu i położył się koło niej. Przejechał nosem po jej szyi, a ona się uśmiechnęła, bo wiedziała, że to on. Nagle jednak delfin odsunął się trochę i przyjrzał się jej dokładnie. Na Szyi Doris był siniak.
- Kto ci to zrobił? - spytał troskliwie.
- Nieważne - odparła.
- Ważne. Powiesz mi, proszę cię.
- Pamiętasz tego faceta, którego zabiłeś miesiąc temu?
- Tak. Co w związku z nim?
- Miał brata, który dowiedział się o jego śmierci. Kiedy wypłynąłeś, on tu przyszedł i... - Dziewczyna zaniosła się płaczem.
Brat przytulił ją i szepnął:
- Pamiętasz, co ci mówiłem? Nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić.
- Ale... - zaczęła delfinica, lecz brat ją uciszył.
- Spokojnie. Nikt nigdy nic ci nie zrobi - powiedział ssak, akcentując każde słowo.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
***
Francis płynął przed siebie, wściekły na tego, który uderzył jego siostrę. Wiedział co mu zrobi. Jakiś czas temu, to nawet nie przeszłoby mu przez myśl; ale nie był taki jak kiedyś. Zmienił się. Nagle jego oczom ukazała się jaskinie, nie większa od tej, w której zamieszkał wraz z siostrą. Wpłynął do środka. Zastał delfina, który był łudząco podobny do tego, którego zabił miesiąc temu.
- Cześć skurwielu. Poznajesz mnie? - zapytał retorycznie chłopak.
Gospodarz nie zdołał nic odpowiedzieć, bowiem butlonos rzucił się na niego, nie dając mu żadnych szans na ucieczkę. Zacisnął płetwy na jego gardle, dusząc go. Delfin próbował wszystkiego, byle tylko przeciwnik zwolnił uścisk. Jednak czegokolwiek by nie zrobił, nie przynosiły to efektu. Poczuł, że ucisk się zacieśnia, a siły opuszczają go już całkowicie. Francis nie nie puszczał delfina jeszcze przez chwilę, dopóki nie był całkowicie pewien, że ten nie żyje. Wstał, splunął w kierunku ciała i wypłynął z jaskini.
***
Kolejne dni minęły spokojnie. Francis nic nie mówił o zajściu, które miało miejsce tamtego dnia. Wszystko pozornie wróciło do normy. Pozornie, bowiem za niedługo wszystko miało się ostatecznie zawalić.
***
Doris i Francis właśnie wypłynęli na wieczorne polowanie. Podczas zmierzania do celu panowała niezręczna cisza, którą postanowiła przerwać dziewczyna.
- Muszę ci coś powiedzieć...
- Śmiało - odparł brat.
- Francis... Myślę, że... Jestem w ciąży.
Ta wiadomość trafiła w delfina niczym piorun. Zatrzymał się, nie bardzo wiedząc, co powinien zrobić. Popatrzył na siostrę i zapytał, całkowicie zbity z tropu:
- Jesteś pewna?
Przełknęła ślinę i pokiwała głową.
- Kurwa - mruknął pod nosem butlonos.
Podobało mu się życie bez żadnych obowiązków, tylko we dwójkę. Wizja dziecka wydała mu się... Dziwna. Niecodzienna. I nieco przerażająca. Nie byłby dobrym materiałem na ojca, przynajmniej swoim zdaniem. Był całkowicie rozkojarzony i nie wiedział co ma zrobić. Po kilku minutach namysłu, oznajmił:
- Wracajmy do jaskini.
***
Francis przechadzał się po jaskini, nie wiedząc, co ma ze sobą począć. Rozważał wszystkie możliwości. Kochał Doris i już nawet nie próbował tego ukryć. Ale dziecko? Nie wiedział co o tym myśleć. Jednak wiedział, że takie dziecko będzie miało fatalne życie. Nie chciał tego. Sam nie miał lekko. Jednak podjął decyzję i nie chciał jej zmieniać. Podszedł do śpiącej siostry i pocałował ją po raz ostatni, po czym wypłynął z jaskini.


THE END


O Boże... Przegiąłem chyba. Teraz bardzo bym prosił o nie wyzywanie mnie od zboczeńców, erotomanów, pedałów i tym podobnych, bo nie jestem żadnym z nich. Po prostu tak jakoś mi to wyszło :/ Takie raczej niezbyt wesołe opowiadanie, którego interpretację pozostawiam wam. Nie powiem, czym miało być - oddzielną historią, czy uzupełnieniem. Jak mówiłem - wasza interpretacja ;) Tylko błagam - bez wyzywania. 

LL

5 komentarzy:

  1. *bezgłośnie przytakuję*
    taaaa.. to było trochę dziwne.. ale mi się podobało :D
    Jeszcze nigdy nie czytałam tak odważnej notki, no i jeszcze nigdy nie był poruszany temat seksu, więc chylę czoła. Po twoich ostrzeżeniach itd. zaczęłam się domyślać, o co może chodzić :P tylko dlaczego bulgot jest tu taką bezmyślną machiną do zabijania? 0.o
    Te przemyślenia o ojcostwie bardzo przypominają mi Dextera, są strasznie smutne, bo opuszczając ją, zrobił jej i dziecku największą krzywdę.
    Tego jeszcze nie było :P bardzo ciekawe i odważne ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Good to know..xd*
      Allelujaaaa!!! xD
      Nawet nie chodzi o sam seks, ale o kazirodztwo xD Jak to pięknie ywo określiła - kazirodcze pojeby xD Nie bezmyślną, tylko... Uznajmy, że jakieś tam motywy miał xD
      A tam, gadanie xD
      Dziękował ;*

      Usuń
  2. O jezu to gdzie jest Doris junior? W sierocincu?

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli w Madagaskar 4 zrobią Kowalskiemu albo Szregowemu pranie móźgu to wyślę im nobla poctą

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam na Wikipedii że Mad4 będzie w Azjii.

    OdpowiedzUsuń