wtorek, 13 sierpnia 2013

Chapter I: Trudne Decyzje Bywają Trudne

1. Dzięki za te 5000 wejść! xd
2. Akcja 'zasadnicza' w kolejnej notce ;]
3. Yyy... mleko?


Chapter I: Trudne Decyzje Bywają Trudne

Trzy dni wcześniej
***
Rico chodził w tę i we w tę, czekając na powrót przyjaciół, przy okazji rozmyślając. Lemurów nie było w bazie od kilku dni, bo wyjechały na jakąś misję. Przed chwilą wraz ze swoją dziewczyną podjął decyzję, która miała zmienić całe jego życie. Po chwili w bazie znalazły się trzy pingwiny. Rico poprosił towarzyszy, żeby usiedli i podał każdemu kubek kawy. Kiedy upewnił się, że wszyscy już siedzą, wybełkotał - jak to on - kilka zdań.
- CO?! - wydarł się Skipper.
- Jak to?! - zawtórował Szeregowy.
- Ty bestio - zaśmiał się naukowiec.
- Nie no, ładnie... - rzekł Neil.
- Blahmyfgryftyukiljuytn!
- Rico, jesteście pewni?


Żołnierz skinął głową. Szeregowy, który już ochłonął, zaczął zadawać pytania.
- Chłopiec, czy dziewczynka? Od kiedy wiecie? Dlaczego chcesz odejść?
- Spokojnie Szerciu, nie wszystko naraz - ostudziła jego zapał Kathy.
Młodzik się naburmuszył. Nie znosił nazywania go "Szerciu".
- Rico, na pewno tego chcecie?
Tym razem komandos nieco się zastanowił, ale gdy spojrzał na swoją dziewczynę, od razu skinął głową.
- Dobrze więc, zwalniam was ze służby - powiedział powoli dowódca.
- Czy szef płacze?
- A gdzie tam!
- A to niby co?
- Pot oczny!
- Jest coś takiego?
- Od teraz! - lider odwrócił się w stronę swojego przyjaciela i krzyknął - Ale nie jedziecie dzisiaj Rico! Musimy się należycie pożegnać! Pozwolenie na opuszczenie posterunku macie dopiero za trzy dni! Nie ma to tamto!
***
Pingwiny skończyły pakować się do swojego auta. Wieczorem prezentowało się naprawdę groźnie. Światło ostatnich promieni słońca odbijało się od nieskazitelnie gładkiej karoserii. Kowalski usiadł za kierownicą, a obok niego usadowił się Szeregowy. Z tyłu siedzieli Skipper, Neil i oczywiście Rico. Obok auto stała Kathy.
- Uważajcie na siebie! I żadnego alkoholu! - oznajmiła.
- Tak, tak, jasne. Kowalski, do dechy! - odparł Skipper.
Kiedy tylko znikli z pola widzenia pingwinki, lider wyjął zza siedzenia kilka butelek piwa i podał każdemu po jednej.
- Szefie, ale czy na służbie, to wypada prowadzić pod wpływem? - spytał naiwnie Szeregowy.
- Szeregowy, jesteśmy na urlopie! Teraz jestem "Skipper", a nie "szef", jasne?
- Tak, szefie.
- No przecież, mówię, że Skipper!
- Tak, Skipper.
- I pysznie! No to chlup!
Każdy pociągnął spory łyk ze swojej butelki.
- To dokąd jedziemy? - spytał strateg.
- Do Detroit. Znam tam jedno fajne miejsce.
***
Pingwiny dojechały na miejsce około dwunastej w nocy. Skipper wskazał Kowalskiemu drogę do starego budynku na obrzeżach miasta. Z zewnątrz wyglądał na opuszczony. Dowódca skierował się w kierunku klapy od piwnicy. Była nieco zardzewiała i za czasów świetności zapewne miała kolor zielony. Komandos podniósł ją i gestem kazał pozostałym wskoczyć do środka, po czym sam to zrobił. Żołnierze znaleźli się w całkiem sporym podziemnym pomieszczeniu, urządzonym bardzo bogato. Czerwona wykładzina, pozłacane meble, droga zastawa. W pokoju zastali wysokiego szopa pracza.
- Dennis, stara mordo!
- Skipper! Nareszcie! To wasz apartament, tak jak obiecałem, full serwis.
- Jestem twoim dłużnikiem.
- Ano jesteś - po wypowiedzeniu tych słów, ssak wyskoczył z pomieszczenia.
- Kto to był?
- Stary kumpel z wojska. Szeregowy, skocz po alkohol z samochodu.
Młodzik posłusznie pobiegł po butelki. Pozostałe ptaki rozejrzały się dokładniej po pokoju. Wyglądał jak istna willa. W łazience była sauna i jacuzzi, w salonie olbrzymia plazma i jeszcze większa kanapa, kilka wypchanych ryb, pełno szabel i tym podobnych, pełny barek, jedzenie i ogólnie wszystko, czego dusza zapragnie.
Do apartamentu wpadł Szeregowy z torbą pełną alkoholu.
- Co tak długo?
- Bo tak.
- Dobra, kij z tym. Chodźcie tu wszyscy!
Nieloty posłusznie podeszły do młodzika i bez zbędnych wytycznych, każdy wziął po jednej butelce whisky. 
- Panowie, chciałby wznieść toast, za tu obecnego Rico - zaczął Skipper. - Po wielu misjach, jakie wspólnie przeżyliśmy, to właśnie on dał się pierwszy usidlić kobiecie! A my zawsze mówiliśmy, że on jest psychopatą! Widzicie więc, że pozory bywają mylące panowie! - Następnie odwrócił się w kierunku zainteresowanego. - Twoje zdrowie mordo. Udało ci się.
Po tych słowach, każdy napił się whisky.



C. D. N.



Chyba wiemy, jak to się skończy, prawda? ;)

2 komentarze: