wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział VII: „Oh My Sweet Revenge, Will Be Yours…”

Primo: Dzięki za cztery tysiaki na liczniku! Wymiatacie, wy wszyscy, którzy czytacie moje wypociny! xD
Zwei: Okej, notka nie grzeszy ilością opisów, bo postawiłem w niej wszystko na jedną kartę – na dialogi. Jak wyszło, oceńcie wy.
Trzy: Dzisiaj do zdobycia aż 200 punktów zajebiaszczości. Przypominam, że po ostatnim rozdaniu prowadzą ywogerezs i Matka „Somebody78” Arvil aka Alice, znana również jako Alicja vel. Ala, z ilością 50 punktów na koncie. Skąd cytat wzięty na tytuł?
Four: W KOŃCU WAKACJE!!! ALLELUJA!!!
A teraz nie przedłużając – zapraszam do czytania!



Rozdział VII: „Oh My Sweet Revenge, Will Be Yours…”



Kowalski i Chester wpadli zmęczeni do bazy. Dosłownie padali z nóg ze zmęczenia. Kiedy skończyli czyszczenie u Juliana, dowódcy wysłali ich do Clemsona, później do Burta, następnie do kameleonów i na koniec do Joey’ego. Jefferson i Skipper powitali radośnie swoich żołnierzy.
- No alleluja! Czas już najwyższy! Boże, ale wy śmierdzicie! Idźcie się umyć, czy coś! – rozkazał lemur.
- Szefie, przecież po dwudziestej czwartej nie ma wody – odparł Chester.
- Macie basen? Macie. Ruchy, albo śpicie na dworze! Dwie minuty! Czas start! – lemurzy lider wyrzucał z siebie kolejne zdania z prędkością karabinu.


Naukowcy, pomimo tego, że chcieli rozerwać dowódców na strzępy, pospiesznie wyszli na powierzchnię. Wskoczyli do wody i wrzasnęli na całe gardło z bólu – woda była gorąca.
- Pomyśleliśmy, że ciepła kąpiel wam się przyda! – wrzasnął z dołu Skipper zanosząc się śmiechem.
W oczach dryblasa zapłonęły nienawistne iskierki. Już chciał wejść do bazy i uderzyć dowódcę z całej siły, ale Chester go powstrzymał mówiąc:
- Spokojnie, musimy być cierpliwi.
***
Kolejny dzień strategów wypełniły zadania od Skippera i Jeffersona – a to przynieść wodę słoniowi, a to uciszyć lemury, a to, a tamto. Pod wieczór, komandosi zgromadzili się w pingwiniej bazie, aby omówić plan działania podczas operacji „Przydadzą nam się spluwy”.
Mieli się podzielić na trzy zespoły – Kowalski i Chester byli pierwszym, Skipper i Jefferson drugim, a reszta trzecim. Naukowcy mieli za zadanie zająć się systemami obronnymi, dowódcy ochroniarzami, a pozostali żołnierze mieli wziąć tyle broni, ile zdołają unieść.
- Rico, wydajcie sprzęt – rozkazał Skipper, swoim przywódczym tonem.
Podkomendny posłusznie wydał sprzęt. Dużo lin, dwa smartfony, komunikatory, pistolety ze strzałkami usypiającymi, noktowizory, bomby i tak dalej.
- Dojdziemy do budynku i pod nim się rozdzielimy. Zrozumiano? – spytał niby to retorycznie Jefferson.
- Tak jest – odkrzyknęli zgodnie komandosi.
- I pysznie.
***
Dwaj dowódcy skradali się szybem wentylacyjnym, zmierzając w kierunku strażników. Każdy z komandosów dzierżył pistolet ze strzałkami. Kowalski i Chester zamontowali na nich specjalne celowniki i tłumiki, aby liderzy nie zostali wykryci i trafiali bezbłędnie. Dotarli do niewielkiej kraty w podłożu, przez którą mieli dostać się do celu. Ssak podniósł ją i dał zejść na dół towarzyszowi, po czym sam do niego dołączył. Powinni znaleźć się w pomieszczeniu z dużą ilością broni. Znaleźli się w długim, podziemnym korytarzu, wypełnionym niezliczoną ilością pułapek.
Wtem na końcu tunelu pojawił się mężczyzna w czarnym stroju, przywodzącym na myśl „Facetów w Czerni” z krótkimi brązowymi włosami. Gdy tylko dostrzegł zwierzęta, zaczął biec w ich kierunku. Skipper strzelił ze swojej broni. Nie dość, że minął cel o parę metrów, to jeszcze wywołał okropny huk, słyszalny zapewne na drugim końcu kompleksu. Jefferson  również wystrzelił, ale z podobnym efektem. Nagle ze słuchawki dobiegł ich głos Kowalskiego.
~ Szefie, mamy problem.
***
Naukowcy dotarli do panelu sterującego systemami obronnymi zbrojowni bez większych problemów. Pingwin właśnie skończył hakować komputer za pomocą smartfona, a Chester sprawdzał monitoring.
- Wszystko cacy – rzekł lemur, po czym wyjął swój telefon i zaczął czegoś szukać.
- Jak tam nasi wspaniali dowódcy?
- Wszystko zgodnie z planem. Zaraz trafią na ochroniarza i tunel ze smołą, pierzem i sierścią.
- Uroczo. Nie mogę się wręcz doczekać – odparł nielot z szelmowskim uśmiechem.
- Trzeba tylko przeprogramować system.
- No tak. To będzie: „niski, gruby, irytujący pingwin, ze szramą na gębie i zawyżonym mniemaniu o sobie”?
- Myślę, że coś koło tego. Dobra, wprowadzamy – Lemur wystukał na klawiaturze wypowiedziane przez kolegę słowa dla żartu, ale ku jego zaskoczeniu, system od razu namierzył Skippera.
- O cholera! Widzę, że technologia potrafi już nawet rozpoznać charakter. Nie ma to jak postęp – zaśmiał się Kowalski..
- Hm… Myślisz, że „wysoki, rudy, denerwujący lemur ze zdecydowanie za wysokim ego” będzie właściwym określeniem? – zapytał ssak, niby to żartem, niby to na poważnie.
- Wręcz perfekcyjnym – Po tych słowach, ptak wpisał nazwę podaną przez przyjaciela, a pułapki ponownie namierzyły cel – w tym przypadku Jeffersona.
Nagle Chester się ożywił. Spojrzał na jeden z monitorów i oznajmił:
- Kontakt.
Na ekranie było widać zdziwionych całą sytuacją liderów i biegnącego w ich stronę człowieka. Kowalski opanował pojawiający się mimowolnie na jego twarzy uśmiech i rzekł do komunikatora:
- Szefie, mamy problem.
~ Teraz mi to mówicie Kowalski? – zadał pytanie Skipper, na pozór ironicznie, choć dało się usłyszeć nutkę strachu w jego głosie.
- Chester chyba skręcił kostkę. Musimy wrócić do bazy i ją nastawić – odrzekł naukowiec, coraz bardziej wczuwając się w swoją rolę.
~ To nie może poczekać?
- Nie, mówi, że ból jest nieznośny – powiedział z przejęciem.
- Jezu, ale boli!!! Chryste, utnijcie mi tę nogę! – krzyknął lemur powstrzymując śmiech.
~ Ale… - zaczął Skipper.
- Powodzenia szefie, jestem pewien, że sobie szefowie świetnie poradzą – Gdy wypowiedział ostatnie słowa, rozłączył się.
- Teraz napawajmy się widokiem. Myślę, że trzeba to uwiecznić. A i bez dobrego soundtracku się nie obejdzie. Co powiesz na jakiś kawałek SOAD-u?
- Czemu nie. Co tam masz na podorędziu?
- Myślę, że „Revenga” będzie perfekcyjne. Jak uważasz?
- Też tak sądzę. Przynieś popcorn i colę, bo zaraz będzie się tu działo – rzucił Kowalski rozsiadając się wygodniej w fotelu.
***
Chester i Kowalski szli parkiem w stronę zoo, zataczając się ze śmiechu i trzymając się za brzuchy.
- Boże, widziałeś jego minę, kiedy wpadł w te pierze?
- No, a jak się pięknie ślizgali na tych skórkach od bananów! Do tego oblepieni piórami i sierścią! Bezcenny widok! Za nic bym tego nie oddał!
- Jak dla mnie, najlepsze było, jak wołali: „Ja chcę do mamusi!” – odparł Chester, ledwo łapiąc oddech. – Myślę, że trzeba im to będzie kiedyś puścić!
- Chętnie bym zobaczył ich reakcję! Pewnie coś w stylu: „E tam, dawno i nieprawda”, nie?
- Mimo wszystko, wyraz ich twarzy byłby nie-do-za-pom-nie-nia – odparł lemur, w miarę możliwości, dokładnie sylabizując ostatnie trzy wyrazy.
- No, pewnie coś w stylu „Łotdefak”, pomieszanego z Poker Face, co? – zaśmiał się ptak.
- Kurde, to prawda co mawiają, że zemsta słodka jest, nie?
- Prawda, prawda, Mistrzu Yodo. Musimy to kiedyś powtórzyć. Co powiesz na następny piątek? – Kowalski nie mógł powstrzymać kolejnego napadu śmiechu.
Kiedy Chester opanował się już na tyle, żeby odpowiedzieć w miarę wyraźnie, rzekł:
- Hm… Nie wiem, czy szef mnie puści.
Obaj komandosi ponownie się roześmiali, a następnie wskoczyli do bazy, aby przygotować się na przybycie kolegów i oczywiście – dowódców.


C.D.N.



I jak wam się podobała zemsta? :P
Myślicie, że Skipper i Jefferson dostali to, na co zasłużyli?
I czy wyszło śmiesznie, czy zwyczajnie żenująco, bo nie jestem pewien :/
Przypominam, że do zdobycia 200 punktów ;)

I – komentujcie człowieki! ;)

1 komentarz: