Dobrze, dziś notka ze specjalną dedykacją
do wszystkich, którzy uwielbiają bezsensowny rozlew krwi, flaki, mordowanie,
psycholi i jeszcze raz krew. ;) Tak, do was mówię xD
Vol. 2
Piętnaście
lat później
***
Jen siedziała w ulubionym fotelu Skippera,
w tym czerwonym stojącym najbliżej kominka, od którego biło ciepło ognia.
Czerwone języki lizały kawałek dębowego drewna, wrzucony przez nią kilkanaście
sekund temu. Jeszcze raz podeszła do okna, by spojrzeć na śnieżycę, szalejącą
na dworze. Wiata została już całkowicie przysypana białym puchem, na gałęziach
drzew zaległy istne zaspy. Pada
już od trzech dni, pomyślała, Jak
tak dalej pójdzie, to całkowicie nas odetnie od świata. Nagle poczuła przyjemny zapach
pieczonego ciasta ze śliwkami, które tak uwielbiał jej mąż. Uśmiechnęła się na
ten zapach. Skierowała się ku kuchni, ale jej uszu doszło głośne pukanie. Kogo niesie w taką zawieruchę? Doszła do drzwi, odgarnęła z twarzy
kosmyk czarnych niczym noc włosów i otworzyła nieznajomym, wpuszczając do pokoju
zimne powietrze. W progu stali dwaj mężczyźni. Ten po lewej był milczący i miał
paskudną bliznę po lewej stronie twarzy. Patrzył na nią swoimi zimnymi i
obojętnymi oczami. Zaś drugi mógłby uchodzić za nawet przystojnego, gdyby nie
pusty oczodół w miejscu prawego oka. Wielkie płatki śniegu topniały na ich
piórach.
- W czym mogę panom pomóc? – zapytała
- Mamy nadzieję, że nie przeszkadzamy –
powiedział uprzejmie.
- Skądże.
- Świetnie. Czy mieszka tu major Skipper?
– To pytanie zbiło z tropu dziewczynę.
- Tak, ale… - zaczęła, ale nie skończyła,
bowiem drugi z przybysza pchnął ją na podłogę. Zrzuciła z pobliskiej szafki
wazon z kwiatami, który się rozbił, gdy tylko upadł na ziemię obok niej.
- Wspaniale – oznajmił bezoki nie
zmieniając tonu. – Chłopcy, to tu! – Po chwili w pomieszczeniu pojawiło się
kilka kolejnych pingwinów. – Rico, zwiąż panią Jen i przyjdź do kuchni. –
Odwrócił głowę w kierunku pozostałych. – Stan, Mike, ze mną. Daniel, Artur,
Nate, w pilnujcie wozu. – Wszyscy skinęli głowami i Jen poczuła, jak silne,
umięśnione skrzydła ciągną ją ku górze.
***
Skipper rozejrzał się odruchowo po kuchni,
gdy usłyszał rozbijany wazon. Wszystko jednak było na swoim miejscu. Ciasto w
piekarniku rosło powoli, a jego zapach rozchodził się po całym domu. Oparł się
o kredens z ciemnego granitu i otworzył lodówkę, w poszukiwaniu piwa. Znalazł
je i otworzył niespiesznie, po czym pociągnął kilka łyków. Butelkę postawił
obok kuchenki elektrycznej i postanowił posprzątać wszystko, czego używał do
zrobienia wypieku. Tarkę, kilka noży, misek, śliwek, mąkę, jajka i inne
potrzebne do tego celu rzeczy.
Rozległo się głośne pukanie w otwarte
drzwi kuchni. Pingwin uśmiechnął się, myśląc, że to Jen; ale to nie była ona. W
progu kuchni stały trzy pingwiny. Jednemu brakowało oka, a drugie, błękitne
lustrowały byłego żołnierza wzrokiem. Do twarzy przybysza przyszyty był
szyderczy uśmieszek. Drugi, najniższy z całej trójki, miał kilka blizn na
brzuchu i zimne, szare oczy. Trzeci z nich, nieco niższy od bezokiego, miał
ciemnozłote włosy, sięgające mu do połowy głowy.
Skipper zastanawiał się dobrą chwilę, skąd
ich zna. Dotarło to do niego dopiero, gdy blondyn i ten niski skoczyli w jego
kierunku, łapiąc go za skrzydła i tym samym go unieruchamiając.
Syria, pomyślał.
***
Kowalski wciąż miał na twarzy ten swój
uśmieszek, gdy Stan i Mike obezwładnili swojego dawnego dowódcę. Skipper
jęknął, gdy blondyn wyłamał mu prawe skrzydło i spojrzał porozumiewawczo na
stratega. Ten skinął głową i dawny generał wylądował na ziemi, odbijając się od
czarnej lodówki. Wziął krzesło, ustawił je tyłem w stronę leżącego pingwina i
usiadł na nim, opierając swe skrzydła na oparciu z miękkiego, białego
materiału.
- Tęskniłeś? – spytał retorycznie, nie
oczekując odpowiedzi. – Ile to już lat? Piętnaście? – Ujrzał pytanie w oczach
Skippera. – Piętnaście lat, odkąd zostawiłeś nas na łasce Syryjców w tym
jebanym bunkrze. Z małym hakiem. – Prychnął. – Zestarzałeś się. Kiedyś nie
pozwoliłbyś, żeby ktoś cię tak banalnie obezwładnił. A teraz? Nawet mając kilka
noży pod ręka średnio wprawny szeregowiec by cię udupił i nawet byś się nie
zorientował.
- Czego chcecie? – wydusił z siebie.
- Sprawiedliwości. Takiej, jakiej nie da
nam żaden sąd. Takiej, którą sami wymierzymy. – Rozejrzał się po pomieszczeniu,
a jego wzrok zatrzymał się na zdjęciu wiszącym na ścianie. Podszedł do niego,
zdjął je i przyjrzał się mu dokładnie. – Niezła partia ci się trafiła. Synek
jak widzę też. Uroczo. – Cisnął obrazek na podłogę. Ramka i szkło pękły, a ich
kawałki poleciały we wszystkich kierunkach. – Pewnie zastanawiasz się, czemu to
robimy, prawda. – Nie czekał na odpowiedź. – Pamiętasz jeszcze Syrię? –
Odpowiedział niepewnym skinięciem głowy. – A pamiętasz może pewną przełęcz?
Oraz pewien bunkier i setkę ludzi, których wysłałeś tam na śmierć? W tym
przyjaciół? – Nie dał swojemu rozmówcy czasu na jakąkolwiek obronę. –
Pamiętasz, co wtedy powiedziałeś? „To będzie niecały tydzień”. Siedzieliśmy tam
ponad miesiąc. – Jego głos podnosił się coraz bardziej. – Zostaliśmy okaleczeni
do końca życia, widzieliśmy śmierć wielu przyjaciół. I co dostaliśmy w zamian?
Nic. Nawet nie zwróciłeś na nas uwagi, gdy przejeżdżałeś obok. Rico do dziś
jest niemową, Daniel wciąż kuleje, ja nie mam oka. Ale nie to jest najgorsze.
Najgorsze są wspomnienia. Nieważne co zrobimy, nigdy nie uda nam się tego
zapomnieć. – Obok niego stanął Rico, wpatrujący się w Skippera swoimi zimnymi
niczym stal oczami. Naukowiec skinął na towarzysza głową.
Kącik ust niemowy uniósł się lekko, gdy
podszedł do Skippera i złapał go za pióra na głowie, ciągnąc go w górę. Uderzył
głową majora o kamienny blat, tak mocno, że rozciął czoło, z którego zaczęła
lecieć cienka strużka krwi, brudząca czarnobiałe pióra na twarzy komandosa.
Złapał za wyłamane skrzydło i wygiął je pod nienaturalnym kątem. Mike złapał za
drugie i przytrzymał je, aby było proste i leżało na blacie. Skipper próbował
się wyswobodzić, ale każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał mu ból.
- Nigdy się nie zastanawiałeś, po co ci w
domu tasak? – zapytał sarkastycznie Kowalski, podrzucając rzeczone narzędzie.
Zamachnął się i uderzył nim z całej siły w
skrzydło Skippera. Ostrze odbiło się od granitowego blatu, wzniecając kilka
iskierek. Na twarze wszystkich zebranych poleciała krew z odciętego skrzydła,
trzymającego się teraz na kilku ścięgnach i resztce skóry. Puścili byłego
żołnierza, a ten z okrzykiem bólu osunął się na ziemię, brudząc wszystko posoką
i uderzając kikutem skrzydła w Szeregowego, dodatkowo brudząc go swoją krwią. Z
czarnego blatu spadały szkarłatne krople, które rozbijały się z cichym pluskiem
o białą posadzkę. Na swoje nieszczęście, Skipper upadł na wyłamane skrzydło.
Leżał teraz w ciągle powiększającej się czerwonej kałuży.
Kowalski wbił ociekające krwią ostrze w
szafkę, wykonaną z ciemnego drewna. Ponownie usiadł na krześle, ścierając sobie
przy tym posokę z twarzy i dzioba.
- Nikt z was w tym dowództwie nigdy nie
myślał o tym, co się stało z ciałami? – podjął ponownie swój wywód. – Jak
myślisz, na ile czasu starczyło nam prowiantu? Dwa tygodnie? Tydzień? –
Spojrzał na żałosną postać na podłodze. – Sześć dni. Do tego momentu
straciliśmy pięciu ludzi. Mieliśmy nadzieję, że siódmego dnia w końcu
załatwicie Syryjczyków i będzie dobrze. Ale tak się nie stało. Siedzieliśmy w
tym bunkrze jeszcze trzy tygodnie i cztery dni. – Spojrzał za okno pustym
wzrokiem, jakby czegoś szukając. – Myślisz, że było w nim jakieś jedzenie?
Myślisz, że dowieźli nam zapasy? Nie. Na moich oczach dowódca umierał z głodu i
prosił o to, żeby go dobić. Jedynym, czego nam nie brakowało, była amunicja. O
tak, tego było pod dostatkiem. Pamiętasz Mafrediego i Johnsona? Dwudziestego
dnia postrzelili Johna. Modliłem się o pomoc. I nie nadeszła. Sanitariusz
zginął tydzień wcześniej, w eksplozji granatu. Johny umarł trzy dni później, z
powodu gorączki, bo do rany wdało się zakażenie. Mafredi umarł następnego dnia.
Rozwalili mu głowę kolbą karabinu. Myślisz, że to było łatwe? Nie
zastanawialiście się, gdzie są ciała? Nie mieliśmy nic innego do jedzenia.
Musieliśmy. A wiesz, co trzymało nas przy życiu? Rozkazy. Dawno byśmy się
poddali, gdyby nie one. Wiesz jak to jest, musieć obserwować śmierć dwóch
braci? Ale nie to było najgorsze. Najgorsze było to, co musieliśmy z nimi
zrobić. Zjedliśmy ich ciała. Żeby przeżyć i wypełnić pierdolone rozkazy. I co?
I pan Skipper miał nas w dupie. – Wstał z krzesła. – Co robiłeś, kiedy my
przelewaliśmy krew, żeby twoje tłuste dupsko mogło piąć się w górę? Rżnąłeś
jakąś sanitariuszkę! Liczyłeś, że się nie dowiemy? To się przeliczyłeś. Czy to
ta sama dziewczyna, której pozbawiłeś dziewictwo piętnaście lat temu, jest
teraz twoją żoną? – Choć jego głos był niezwykle chłodny, dało się w nim
dosłyszeć nutkę ślepej wściekłości. Opanował się po chwili. Podszedł do
umazanego zakrzepłą krwią blatu i podniósł duży nóż po czym zwrócił się do
Skippera. – Gdzie są akta?
Z ust leżącego na ziemi pingwina
początkowo wydobył się jedynie głuchy charkot, nie przypominający żadnego
słowa, który jednak po chwili stał się zrozumiały.
- Pierdol się.
- Cóż, na pewno nie z tobą. – Uśmiechnął
się i pochylił. – Nie chcesz chyba, żebym uciekał się do przemocy, bo obaj tego
nie chcemy. Prawda?
Padła ta sama odpowiedź.
- Jak tam chcesz. – Lśniące ostrze
przeszyło wypełnione wonią ciasta powietrze, a następnie brzuch Skippera. Krew
siknęła obficie na naukowca. Z ust generała wyleciała krwawa piana, która
zaczęła spadać na jego podbródek. – Gdzie są akta? – powtórzył pytanie
Kowalski. Jedyną odpowiedzią było lodowate spojrzenie błękitnych oczu Skippera.
Strateg przekręcił nóż i wyjął go z ciała dawnego dowódcy. Podszedł do piekarnika
i wyjął z niego ciasto. Nawet nie jęknął, na dotyk gorącej blachy. – Tak, nie
czuję tego – oznajmił, odpowiadając na rodzące się w głowie Skippera pytanie.
Zaczął kroić ciasto czerwonym od krwi nożem, jakby nie zauważając, że ostrze
przybrało kolor szkarłatu. – Komu ciacho? Nikt? To zjem sam. Będziecie żałować.
Wyjął z szafki, w której drzwiczki wbity był tasak mały talerzyk i nałożył na
niego kawałek ciasta. Z suszarki obok zlewu wziął małą łyżeczkę i zjadł kęs
ciasta. – Może w głowie masz wielgachną pustkę, ale ciasto pieczesz dobre –
oznajmił z ciepłym uśmiechem. – Powtórzę po raz ostatni. Gdzie są akta? – Tym
razem Skipper nic nie odpowiedział. – Nie chciałem tego robić, ale mnie
zmusiłeś. Rico, skocz po młodziana. – Ten skinął głowę i zniknął za drzwiami.
Zapanowała cisza, naruszana jedynie przez mlaskanie Kowalskiego. Kiedy skończył
jeść, odłożył talerzyk i łyżeczkę do zlewu i zalał je wodą. W międzyczasie
wrócił Rico, z Brianem, synem Skippera. – Chcesz kawałek ciasta? – spytał
dziecka Kowalski, niezwykle ciepłym tonem. Brian pokręcił przecząco głową. –
Szkoda. Stanley, przejmij młodego. – Szeregowy podszedł do dziecka i przyłożył
mu do gardło nóż od, który otrzymał od naukowca, tak mocno, że aż poleciała
cienka strużka krwi. – Może teraz odpowiesz na moje pytanie? – Skipper skinął
lekko głową. – Świetnie. Gdzie są akta?
- Na… strychu…
- Konkrety.
- W… czarnej… skrzyni… po… prawej. –
Wydawało się, że każde kolejne słowo sprawia mu niewymowny ból. I pewnie tak
właśnie było.
- Pysznie. Mike, bądź tak miły i znajdź w
garażu jakąś benzynę. – Blondyn uśmiechnął się i wyszedł z pokoju. – Rico,
możesz się bliżej zapoznać z panią domu. Stan, zajmiesz się Brianem. Ja pójdę
po akta.
Kowalski poczekał, aż psychopata opuści
pokój, po czym sam skierował się s stronę strychu. Wszedł na piętro po starych,
drewnianych schodach, trzeszczących potwornie przy każdym jego kroku. Drzwi na
strych wykonano z dębowego drewna. Czarna farba, którą były pokryte, łuszczyła
się i odchodziła. Nielot przekręcił pozłacaną gałkę i pchnął drzwi do środka.
Otwierając drzwi, wzniecił istną burzę kurzu. Nie
mógł tu kurna częściej wchodzić?, pomyślał, zanosząc się kaszlem. Pyłek
podrażnił mu gardło, ale nie zrażał się, szukając czarnej skrzyni. Rozejrzał
się po pomieszczeniu. Drewnianą podłogę pokrywała gruba warstwa brudu i kurzu.
Przez okrągłe okienko, w kształcie koła, podzielone na sześć części przez
metalowe zdobienia, wpadało biało światło dnia. Pod sufitem dało się dostrzec
wiele pajęczyn, po których chodziły kosmate pająki. W końcu, Kowalski znalazł
skrzynię. Nie była imponujących rozmiarów, ot, metr, na trzydzieści
centymetrów, na pięćdziesiąt. Otworzył ją, dziwiąc się, że nie było żadnej
kłódki. Była wypełniona po brzegi teczkami w kolorze liście drzew wczesną
wiosną. Otworzył pierwszą z nich i uśmiechnął się do siebie. Gdy przejrzał już
całą zawartość kufra, wziął pod pachę około dwudziestu teczek i zszedł po
trzeszczących schodach do kuchni. Zobaczył Skippera, wokół którego absolutnie
wszystko było czerwone.
- Stan, daj fajkę. – Niski pingwin podał
mu papierosa i zapalniczkę, które leżały na blacie. – Dzięki. – Zapalił i
zaciągnął się szarym dymem. Po chwili wypuścił z płuc szare opary, które
zaczęły unosić się ku górze. Zza ściany dało się słyszeć kobiecy krzyk, który
nie urywał się ani na chwilę. Było w nim słychać niemal błaganie. – Stan, mamy
wszystko, co trzeba, załatw młodziaka.
Szeregowy skinął głową i wbił nóż w
miękkie gardło dziecka, które opadło na podłogę, zachłystując się krwią.
- Mówiłem ci już, jaki jesteś
naiwny? – spytał sarkastycznie Skippera. – Dobra, zwijamy ten kram. Mike, jak
tam ci idzie? – krzyknął w kierunku salonu.
- Już prawie – odparł.
- Świetnie. – Zwrócił się w kierunku
leżącego na podłodze Skippera. – No cóż, dziękujemy za gościnę i ciasto, ale
już będziemy się zwijać.
Dwa nieloty przeszły do salonu i
przystanęły na mokrym od benzyny dywanie, obok ciężkich drzwi sypialni.
- Rico, starczy tych uciech! Zwijamy się –
krzyknął strateg i zaciągnął się ponownie. Krzyk kobiety ucichł na chwilę,
tylko po to, by po chwili znów zabrzmieć, tym razem głośniej. Szybko ucichł,
gdy rozległ się dźwięk podcinanego gardła. Rico pchnął ciężkie drzwi i wraz z
towarzyszami skierował się ku drzwiom. Cały był spocony i umazany świeżą krwią,
ściekającą po jego twarzy, ale wyglądał na zadowolonego. Wyszli w śnieżycę,
gdzie czekali na nich towarzysze. Mike właśnie skończył wylewać zawartość
kanistra na drzwi wejściowe. Wszyscy, poza Kowalskim cofnęli się do tyłu.
Naukowiec dopalił papierosa i cisnął tlący się niedopałek na drzwi. Zajęły się
ogniem.
Taka długość was satysfakcjonuje?! xD Czy
znowu „Za krótkie, by komentować”?! [Tak, do ciebie Agata mówię xD] Jak wam się
podobało? Fajne bebeszenie było? :3 Mam nadzieję, że Kowalski psychol podobał
się wam równie bardzo, jak mi xD
PS Co powiecie na małe Q&A? xd
jejciu, totalna demolka! to lubię :P
OdpowiedzUsuńOj tak, psychopatyczny Kowalski podoba mi się i to bardzo
Jestem tu nowa, dopiero zaczęłam czytać twoje opowiadania, jak na razie powiem więc tylko tyle: SĄ BOMBOWE :)
Słuchasz może KoRnu? Piszesz w taki sposób, że wręcz nie mogę się oprzeć żeby cię o to nie zapytać - po prostu kobieca intuicja ;)
A tak swoją drogą, tego dzieciaka mogłeś oszczędzić - miałbyś kolejnego bohatera z bogatą przeszłością no wiesz, (20 lat później) koleś dorasta chce znaleźć tych, którzy zabili jego rodziców itd...
Pozdrawiam :)
Flippy
And everyone happy xd
UsuńKomu nie? xd
Ano dziękuję ;P
A może dlatego, że w którymś poście pytałem się, kto też słucha? xd Słucham KoRN i wiele innych kapel :P
Ale to był króciutki one-shoot, bez żadnej kontynuacji, ani nic xD Poza tym, i tak by się zjarał xd
Zdrawiam
Myślałeś kiedyś o napisaniu opowiadania o Happy Tree Friends? Albo jeszcze lepiej Pingwinach i Happy Tree Friends? to by było odjazdowe ;D
UsuńPo nicku mogłem się spodziewać tego pytania xD
UsuńAle nie raczej nie xd Wyższa szkoła jazdy xD
Mnie zastanawia, coś Ty zrobił z tymi wszystkimi komentarzami.
OdpowiedzUsuńKur..., znowu tu jestem.
Chyba muszę coś ze sobą zrobić.
d;
Posty się spierdoliły -.-
Usuń...wa :3
A tam xd
Bezsensowny rozlew krwi.. tak o mnie mówisz!!! xD
UsuńFajna notka xD
Psycho kowalszczak!!! Wdał się we mnie i w ciebie lol
No i w, kurwa rico xD
xD xD xD
Zrzutka wełny no i...
POZDRO!!! xD
Herobrine_Master888 dawniej HannibalPL dawniej Herobrine_Master888 a jeszcze dawniej... no nieważne xD
Zanudzę cię liczbą mych nicków xD
ps.coś ostatnio nie wchodziło się na inne blogi, prawda? xD
Dużo xD xd
hehe xD
UsuńJAk chuj xd
Bardziej we mnie :P
To tak xD
Nie umiem dziergać :3
Zdrawiam xd
Nosz kurwa, tyle tego, że..x d
PS Wchodziło, ale w chuj mało notek :P U Asi miałem ten taki najnajdłuższy nick xD
Kocham bezsensowny rozlew krwi! Dopiero dzisiaj udało mi się przebić przez wszystkie notki i dopiero teraz komentuje :P piszesz ZAJEBIŚCIE! Mam nadzieję że kolejna notka będzie równie krwawa :D
OdpowiedzUsuńKowalski jako psychopata - grasz na strunach mej duszy! Wszyscy zostańmy psychopatami!
Kto z tutaj obecnych nie? Proszę o łapkę w górę!
UsuńAno dzięki xD
Następna nie, ale będą jeszcze krwawe notki. Będzie ich DUŻO. Bardzo dużo xD
O tak, zajebista perspektywa xD
ZAJEBISTA!!!
UsuńIleBruceLek221 kiedys Herobrine_Master
Ależ to było extra, super, zajebiste! O matko, czytałam z zapartym tchem! :O
OdpowiedzUsuńNo i Kowalski w tym wydaniu.. ja rypię, nie spodziewałam się !
Rico to już mocne przegięcie -.- ale mi się podobało :P
Dlaczego ja tak lubię rozlew krwi w twoim wykonaniu?! :D kocham, ubóstwiam, uwielbiam!
No i z tym ciastem.. było w tym coś tak.. złowrogiego. Jesteś mistrzem trzymania w napięciu!
Szkoda, że nie będzie kontynuacji :( nie wiem co prawda jak mógłbyś to kontynuować, ale coś wymyślisz ^^
opowiadanie było warte Oskara, świetne opisy, świetny nastrój, świetnie wykreowane postacie! :*
Huehue... Zwuoczki :3
UsuńEeee, to było do przewidzenia..xD
I miało być przegięcie! Trzeba było sobie nieco dopowiedzieć..xD
Nie wiem O.o Nierozwiązywalna zagadka xd
Czemu niby? xD Kowalszczak tylko krewkę z ciastem sobie zeżarł, nic wielkiego xd
A tam, trzeba kontynuwać zwykłe pingi :P
Przesadzasz, Asiu xD
:*
Jejejejejciu genialne
OdpowiedzUsuńSuper- Mega- Genialne
Syria zabiła w nich duszę
OdpowiedzUsuń