czwartek, 25 kwietnia 2013

"The Final Encounter" part 2


Kowalski zasypywał Hansa gradem pocisków. Maskonur schował się za drzewem i czekał.
Nagle laser pingwina się przegrzał. Hans wyskoczył zza drzewa, a następnie zaczął strzelać w kierunku naukowca.
W panice strateg schował się za koszem na śmieci. Przeciwnik zniszczył go bez wysiłku.
Kowalski zaczął biec, cały czas starając się schłodzić broń. Ale to nic nie dało.
Prześladowca ciągle deptał mu po piętach. Wtedy naukowiec doznał olśnienia.
Zatrzymał się, a Hans na niego wpadł. Broń wypadła ze skrzydeł maskonura.
Pingwin wykorzystał dezorientację wroga i z szyderczym uśmiechem na twarzy uderzył go w twarz.
Nielot upadł otumaniony na ziemię, ale po chwili ocknął się i rzucił się w furii na Kowalskiego.
Naukowiec się tego nie spodziewał i dał się zaskoczyć. Walka była bardzo zaciekła.
Po pewnym czasie Hans leżał na ziemi, a pingwin pochylał się nad nim, z zamiarem zadania mu ciosu.
Jednak Duńczyk miał wystarczająco dużo siły, by go uniknąć. Naukowiec zawył z bólu, kiedy uderzył w kamień.

Wróg uśmiechnął się na ten widok, ale był zbyt wycieńczony, by walczyć dalej, dlatego uciekł.
Kowalski nawet nie próbował go gonić. Również był bardzo zmęczony.
***
Skipper obudził się. I przypomniał sobie co się stało zeszłej nocy. Od razu spróbował się zerwać na równe nogi,
ale wtedy dała o sobie dać rana zadana przez Hansa. Poczuł bardzo silny ból pod żebrami. Nie wiedział, że maskonur zranił go aż tak mocno.
Do tego zorientował się, że jego brzuch i klatka piersiowa są starannie owinięte bandażami.
Rozejrzał się po bazie. Wszystko było na swoim miejscu. Jego oddział również.
Kowalski jako pierwszy zauważył, że szef się obudził i od razu do niego podszedł. Skipper powiedział:
- Zawołaj resztę.
- Tak jest-odparł, a następnie krzyknął - Rico, Szeregowy, chodźcie tutaj, szef was woła!
Po chwili stał przed nim cały jego oddział.
- Panowie, wczoraj, jak zapewne wiecie, zaatakował nas Hans. A może powinienem powiedzieć, że Hans zaatakował MNIE? Bo wy panowie, graliście sobie w pokera, kiedy ja walczyłem o życie! - krzyknął dowódca.
- Ale szefie... - chciał zaprotestować najmłodszy członek oddziału.
- Nie przerywajcie przełożonemu, gdy mówi - odparł już spokojnie, ale potem jego wzrok przeniósł się na stratega - Kowalski, jesteście tu, zaraz po mnie, najwyżej rangą, a więc odniesione przeze mnie rany są WASZĄ winą żołnierzu. Czy rozumiecie Kowalski? - Ostatnie zdanie już wywrzeszczał.
- Tak jest - odpowiedział bez zmrużenia oka.
-Odmaszerować.
Naukowiec się skłonił i oddalił. Kiedy Szeregowy i Rico zamierzali zrobić to samo przywódca rzekł:
- Dziękuję wam Szeregowy, za to, że mnie opatrzyliście.
- Ale szefie, kiedy to nie ja.
- A, no to dziękuję wam Rico!
Psychopata tylko pokręcił głową. Skipper zrozumiał, że to Kowalski tak starannie opatrzył jego ranę.
- Długo mu to zajęło?
- Siedział nad szefem całą noc. Mówiliśmy mu, że zajmiemy się szefem, ale on trwał z panem do rana. Dopiero kiedy zasnął, mogliśmy zająć się jego ranami.
- Odniósł jakieś rany? - zapytał speszony przywódca.
- Kilka siniaków, nic wielkiego, ale zawsze.
Nielotowi zrobiło się naprawdę głupio, za to, że tak nawrzeszczał na naukowca. I wtedy coś mu się przypomniało:
- A co z Hansem?
- Uciekł.
"Trudno, jak nie teraz, to kiedy indziej" - pomyślał szef.
- Ale myślę, że powinien go pan mimo wszystko przeprosić - rzucił na odchodnym Szeregowy.
- Pewnie macie rację.
Skipper został sam na swojej pryczy. Wszyscy wrócili do swoich normalnych zajęć.
Szeregowy oglądał telewizję, Rico czytał gazetę, a Kowalski zamknął się w laboratorium.
Pomimo tego, że dręczyły go wyrzuty sumienia, Skipper nie zamierzał przeprosić naukowca.
"Musi pamiętać o zasadach!" - pomyślał, ale nie do końca w to wierzył.
Z rozmyślań wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi laboratorium. Kowalski podszedł do dowódcy i zapytał:
- Szefie, mogę iść na spotkanie z Doris? Obiecałem jej, że dzisiaj się pojawię.
Skipper pomyślał, że to będzie pewna rekompensata, za to, że go tak okrzyczał.
- Macie moje zezwolenie żołnierzu - powiedział i lekko się uśmiechnął.
Rozradowany Kowalski podał tylko skrawek papieru Szeregowemu i wybiegł z bazy.
- Co on wam dał żołnierzu? - spytał zaciekawiony szef.
- Listę leków dla szefa - odparł mu jego towarzysz z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Zaczynam żałować pewnych decyzji - odrzekł dowódca ironicznie.
***
Kiedy Kowalski wracał do zoo, było już po pierwszej w nocy. Pomimo zmęczenia czuł się najszczęśliwszą osobą na świecie.
Ostatnimi czasy okazało się, że Doris naprawdę się w nim zakochała po przysłowione uszy.
Tak samo było z drugiej strony.
"Marzenia jednak się spełniają" - pomyślał z błogim uśmiechem na twarzy.
W końcu dotarł do zoo. Zauważył, że było nadzwyczaj cicho.
- Przecież w piątki lemury zawsze robią imprezy. Może Julian po prostu był zmęczony.
Po wypowiedzeniu tych słów ruszył w kierunku bazy. Wszedł przez właz najciszej jak potrafił i położył się na swojej pryczy.
Był bardzo zmęczony, ale i bardzo szczęśliwy. Tak bardzo, że nie zauważył leżącej na stole koperty ze znakiem delfina...

C.D.N.

Komentarze mile widziane...

4 komentarze:

  1. Rozkręca się ^^ Drobna interpunkcja. I to:
    "-ostatnie zdanie już wywrzeszczał." --- Nie jestem pewna, czy to "ostatnie" nie powinno być z dużej litery. Jeśliś zainteresowany, zerknij tu:
    http://www.fantastyka.pl/10,4550.html
    Tam, w którymś podpunkcie, jest zapis dialogów dokładnie wyjaśniony i powinna być odpowiedź na tę wątpliwość.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejciu, współczuję Kowalskiemu :( on był taki kochany i opatrzył rany Skippera, a szef tak się na nim wyrzył :/ szkoda, że jest taki jaki jest, bo geniuszowi należą się przeprosiny! :P
    Extra blog, bardzo wciąga!
    Asia z blogu pingwinyzmadagaskaruopowiadania.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj Skipper, Skipper !

    W PZM Film wyleczyli Szeregowego z choroby ,,niedocenienie''

    OdpowiedzUsuń