sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział IV: Demony Przeszłości


Skipper musiał przyznać, że nawet polubił oddział Jeffersona, pomimo tego, że wszyscy byli lemurami. Każdy z kimś się dogadywał. Aaron, Kathy i Rico mieli wspólny temat do rozmowy prawie zawsze, Kowalski wraz z Chesterem i Silvą zawsze o czymś rozmawiali, Edwin prowadził rozmaite dysputy z Szeregowym, a sam Drake nieustannie rozprawiał o różnych rzeczach ze Skipperem i Neilem. Jednak było widać, że to mimo wszystko ciągle lemury, bowiem na okrągło słuchali muzyki. Co prawda w słuchawkach i do tego raczej rocka niż dyskoteki, ale zawsze. Wszyscy komandosi większość czasu spędzali w bazie pingwinów, ale czasami wychodzili, by wykonać jakąś prostą misję. Okazyjnie jakaś dwójka wychodziła na patrol. Teraz przyszła kolej na Szeregowego i Edwina. Nie chcieli iść na rekonesans, gdyż reszta właśnie zaczęła grać w pokera, ale rozkaz, to rozkaz i nie mogli tego zmienić. Dzisiaj naukowcy rządzili niepodzielnie przy stole i zgarniali większość łupów. Kiedy Chester i Kowalski mieli już dosłownie wszystko, dochodziła dwudziesta trzecia, a Edwina i Szeregowego ciągle nie było. Zwycięzcy pochowali swoją wygraną i dołączyli do pozostałych żołnierzy, którzy w międzyczasie znaleźli się na górze i stanęli jak wryci.
Wybiegi lemurów płonęły. Dowódcy rozdzielili ludzi i rozpoczęli operację ratunkowo – gaśniczą. Rico rozdał wszystkim niezbędny sprzęt, a następnie komandosi pobiegli w kierunku habitatów. Pingwinom  przypadło królestwo Juliana. Ptaki wskoczyły na wybieg, szukając wzrokiem ssaków. Skipper dostrzegł Juliana i Franka. Podbiegł do nich, przerzucił ich sobie przez ramię i krztusząc się dymem, próbował znaleźć wyjście. Nie widział ani nawet nie słyszał swoich przyjaciół. Czuł, że siły powoli go opuszczają, lecz nadal próbował uciec, z zacieśniającego się kręgu ognia. Przez chwilę było mu dane widzieć, co znajduje się za morderczymi płomieniami – zobaczył niedawno wykopaną dla lemurów sadzawkę. Przeskoczył przez ogień i znalazł się w wodzie.
***
Szeregowy obudził się w jakimś wilgotnym pomieszczeniu, nie mając pojęcia, w jaki sposób się tu znalazł. Głowa potwornie go bolała. Pamiętał tylko tyle, że był wraz z Edwinem na patrolu, a potem film mu się urywał. Pingwin z trudem podniósł się z posadzki i rozejrzał po pokoju – czy też raczej celi. Miał kilka metrów kwadratowych, a wyjście zamykały solidne kraty, które ktoś niedawno zamontował. W kącie ujrzał lemura, który pogrążony był w głębokim śnie. Postanowił go nie budzić, ale nagle usłyszał donośny, dochodzący zewsząd głos:
- W końcu. Obudź go.
Młodzik nie miał pojęcia, do kogo ten głos należał, ale wolał się nie sprzeciwiać. Podszedł do ssaka i wyrwał go ze snu, a ten jęknął:
- O rany, moja bania.
W tym momencie, ponownie odezwał się nieznajomy:
- Świetnie. Zapewne zastanawiacie się, po kiego was porwałem.
- Szczerze powiedziawszy, to tak.
- Otóż posłużycie mi za przynętę, na jednego z waszych przyjaciół.
- Ty, ale ty wiesz, że oni tu się na ciebie kupą zwalą, jak tylko dowiedzą się gdzie jesteś?
- Wiem, ale nie jest to dla mnie problemem - Komandosi usłyszeli nieprzyjemny dźwięk tarcia metalu o kamień. – Potrzebny mi tylko jeden z nich. A teraz, radzę wam się dobrze przespać.
Już chcieli się spytać, dlaczego, gdy cela wypełniła się gazem usypiającym.
***
Oddziały Skippera i Jeffersona kończyły dogaszanie wybiegów lemurów, zastanawiając się, co wywołało pożar. Kiedy skończyli, zauważyli brak dowódców, Neila i Kowalskiego. Jefferson był w jaskini Clemsona, wraz z kilkoma innymi lemurami, Skipper siedział w małej sadzawce, a jego brat w najlepsze pływał sobie w basenie.
- Neil, a tobie gorzej czy jak? – spytał go brat.
- Nie, ale wydaje mi się, że po gaszeniu pożaru, można sobie popływać, nie?
- Nieważne – Skipper westchnął. – Jest z tobą Kowalski?
- Nie. Myślałem, że jest z wami.
- Szlag.
***
Kowalski wszedł do olbrzymiej jaskini, do której wejście znalazł podczas pożaru. Była naprawdę ogromna. Pomimo panującej w środku ciemności, dało się zobaczyć kilka szczegółów. Po lewej było podziemne jezioro, a po prawej przejście do dalszej części pieczary. Naukowiec zastanawiał się, jakim cudem nigdy nie znaleźli tego miejsca. Z rozmyślań wyrwał go widok pingwina i lemura siedzących na krześle z workami na głowach. Podbiegł do towarzyszy i chciał ich uwolnić, ale coś poderwało go do góry i rzuciło nim o ścianę.
- Nie mogę wyrazić swego szczęścia! Od razu przylazł ten, który miał przyjść! – krzyknął nieznajomy.
Strateg dokładnie się mu przyjrzał. Był to wielki orzeł. Szpony miał zrobione z metalu, pewnie prawdziwe stracił. Kowalski skądś go znał, ale nie wiedział skąd.
- Kim jesteś? – spytał.
- Starym znajomym twoich rodziców – odparł szyderczo, po czym zaatakował komandosa.
Ptak był zbyt zaskoczony, by uniknąć ataku. Orzeł porwał go w górę, a następnie spuścił z wysokości na ziemię. Gdy strateg upadł, poczuł, że właśnie złamał sobie żebra. Z trudem się podniósł i ujrzał oponenta lecącego w jego stronę. Tym razem uskoczył w ostatniej chwili. „Ile ja bym teraz dał za Rico!” – przemknęło przez myśl naukowcowi. Jednak wiedział, że jego towarzysza tu nie ma. Zdezorientowany orzeł uderzył głową w ścianę, co dawało pingwinowi chwilę na uwolnienie kolegów. Rozwiązał ich, a Szeregowy wrzasnął:
- Uciekajmy stąd!!!
Kowalski uznał, że to faktycznie niezły pomysł. Lecz oprawca doszedł do siebie i odrzucił Edwina i Szeregowego, stając oko w oko ze strategiem. Uśmiechnął się do niego. Ptaka coś przerażało w tym uśmiechu, było w nim coś złowieszczego. Drżącym głosem spytał:
- Kim ty jesteś?
- Demonem z twoich najgorszych koszmarów – odrzekł z tym samym uśmiechem na twarzy.
Zamachnął się, by zaatakować, ale w tym momencie do pomieszczenia wpadła reszta oddziału.
- Rico, KABOOM!!! – wrzasnął Skipper.
Psychopata wyjął bazookę i wycelował w orła, a ten zaczął uciekać, tunelem.
- To jeszcze nie koniec, Kowalski – rzekł do naukowca orzeł uciekając tunelem.
„Wiem. Aż za dobrze.” – pomyślał, sam się sobie dziwiąc, strateg, a potem zemdlał.


C.D.N.



Co myślicie o naszym nowym orzełku?^^
Nie spodziewaliście się, że lemury nie będą zdrajcami, co? :P
Jak wam się ogólnie podoba notka?
Czekam na opinie!
S. D. P.

13 komentarzy:

  1. Znowu zemsta... Przepraszam, że tak marudzę - pomysł jest świetny (choć jakiś nieśmiały głosik, dochodzący z odmętów mej wyobraźni, podpowiadał mi, że to na Kowalskiego orzeł czekał), przede wszystkim dlatego, iż zwierzę było zmorą nie stratega, lecz jego rodziców.
    Cały czas jednak zemsty... Może któregoś razu wpadłby po prostu jakiś psychopata i chciał ich zabić tylko z powodu jakiejś chorej zachcianki... Mam dość tej mojej wyobraźni -.-...

    A tak całkiem na poważnie - nie przejmuj się tym, co wyskrobałam powyżej. Po prostu jestem po przeczytaniu kilku nowych opowiadań o naszych kochanych komandosach i mam ochotę na coś kompletnie niespodziewanego.
    Choć, znając życie, i tak pewnie prędko mnie zaskoczysz czymś zupełnie nowym ^^.
    Reasumując, rozdział jest bardzo dobry. Jakoś lemurzy oddział od razu przypadł mi do gustu, więc nawet nie podejrzewałam ich o ewentualną zdradę. Zaś postać orła niezwykle mnie zaintrygowała...
    Także życzę jak najwięcej weny i pozdrawiam serdecznie ;),
    Blackie Line

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie była zemsta. Przypomnę tylko, że kreowani przeze mnie wrogowie to w przeważającej większości psychole ;)
      Twoja wyobraźnia jest chyba podobna do mojej! ;)

      Usuń
  2. Dziękuuję za ten oddział! Jest spoko, przypadł mi do gustu. No i cieszę się że nie są żadnymi szpiegami, czy gorzej.
    Akcja zaczyna kręcić się wokół mojego ulubionego pingwina^^ Dziękuję.
    Według mnie to ten tekst z rodzicami Kowalskiego był dla zmyłki, jak na moje to ten orzeł to kolejny ocalały z Gwatemali. Tam też były orły, nie? Tylko nie mam teori dlaczego chce się mścić na Kowalskim.
    Ale to tylko moja teoria.

    Tak czy inaczej weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się - w ciągu całego kolejnego opowiadania - o Kowalskim nie będzie nic :P
      Tam było ogólnie od groma zwierząt... ;)

      Usuń
    2. Dzięx

      Możliwe ale jakoś tak zapamiętałam te orły no i oczywiście pingwiny

      Usuń
    3. Ależ proszę ;)

      Pisałem o SOKOŁACH, ale to w sumie jeden grzyb, nie? ;)

      Usuń
  3. Ostatnio miałam zaległości z czytaniem Twojego bloga, także wybacz, że piszę dopiero teraz.
    Mimo że nie przepadam za lemurami, polubiłam oddział Jeffersona. Jak również orła:D Często wolę "tych złych" a on jest świetny. Jeszcze te szpony... Super. Kolejny mający zatargi:D
    Czekam na kolejną notkę i oczywiście na prolog "Brotherhood":D

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajna notka :P w sumie to cieszę się, że lemury nie okazały się zdrajcami, polubiłam ich :P
    Jednak jest coś o czym muszę ci napisać ... mianowicie planowałam dać sokoła o stalowych szponach :D a teraz napisałeś o tym orle no i tak głupio wyszło...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co ciekawe, początkowo, jeden z nich miał być zły, a orła miało nie być...
      Sorki :P Telepatia? ;)

      Usuń
    2. Hm... Może daj jaszczura ze stalową łapą? xD

      Usuń
  5. ciekawa notka ;) ja typowałam, że zasadzka była na Skippera :P albo na Rico :P
    Ja na razie jestem neutralna co do lemurów- ani ich nie lubię, ani lubię xD
    Tak naprawdę to jeszcze nic nie zrobiły xd
    Fajny pomysł z tym pożarem- czytałam tyle opowiadań, a jeszcze w żadnym nie było ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. ,,Ty ale ty wiesz że Oni się tu na ciebie kupą zwalą?'' - Edwin
    O miał rację. Już myślałam że Skipper nie zoriętuje się ,, W Mordę jeże gdzie są Szeregowy i Edwin?

    OdpowiedzUsuń