Postanowiłem poczekać z nowym opowiadaniem, bo po
wydarzeniach w nim zachodzących, dojdzie do tylu zawirowań, że na te notki,
które teraz piszę, miejsca zwyczajnie nie będzie ;P No, to zapraszam do
czytania i proszę o komentarze, jeśli łaska ;)
Rozdział V: Wynalazek Robi Boom
Po zakończeniu
opowiadania historii przez Skippera, w bazie zapadła nieprzenikniona cisza, której
nikt nie śmiał przerwać. Nawet, na ogół niezwykle rozgadane lemury, nie były w
stanie wydusić z siebie słowa. Teraz wszyscy zrozumieli paranoję Skippera.
Gdziekolwiek się nie udał, ktoś go zdradzał – DeWard w Gwatemali, Irish w
Bractwie.
- Dobrze, więc jeśli
to tyle, proponuję się położyć. Jutro czeka nas ciężki, pełen narzekań ze
strony lemurów, dzień – rozkazał Skipper.
- Chyba masz rację –
odparł Jefferson, a następnie dodał – A moglibyśmy u was się dzisiaj przespać,
bo myślę, że Julian będzie przez całą noc biadolił, jaki to on jest biedny, a
Clemson nawet nas nie wpuści.
- Hm… Tylko nie
przeginajcie z muzyką – powiedział pingwini dowódca, po czym zwrócił się do
stratega – Kowalski, pokażcie naszym gościom, gdzie mogą się ulokować.
- Tak jest.
Po kilku minutach,
wszyscy poza naukowcem leżeli już wygodnie na swoich pryczach. Pingwiny na
tych, które znajdowały się w głównym pomieszczeniu bazy, a lemury na tych
rezerwowych, znajdujących się w laboratorium Kowalskiego.
- Tylko niczego nie
ruszajcie – rzucił na odchodnym pingwin, wychodząc ze swojej pracowni.
- Tak, jasne, jasne,
nic nie ruszamy – odrzekł machinalnie Jefferson.
Ptak westchnął cicho
i położył się na swoim miejscu. Wszystkie pingwiny – nie licząc stratega –
momentalnie zasnęły, choć nieustannie myślały o tym, co usłyszały dzisiejszego
wieczora – historię o przemianie Bulgota z dobrego delfina, który nie zabiłby
nikogo bez potrzeby, w opętanego rządzą zemsty maniaka. Jedynie Kowalski nie
potrafił pogrążyć się we śnie i to nie dlatego, że tak bardzo przejął się
opowieścią Skippera, tylko z powodu tajemniczego Orła. Co miał na myśli,
mówiąc, że był przyjacielem jego rodziców? Dlaczego chciał go zabić? Czy miało
to jakikolwiek związek z rodzicami Kowalskiego? Nie miał zielonego pojęcia.
Pogrążony w tych rozmyślaniach, zasnął.
Nie wiedział, co dokładnie mu się przyśniło. Pamiętał tylko kilka
rzeczy. Krzyk kobiety, lecący orzeł, krzyk nagle się urywa i słychać dźwięk
rozrywanego mięsa, na liście, w których siedzi Kowalski spada kilka kropli
krwi, orzeł odlatuje. Nic więcej mu się nie przypomniało, gdy w końcu się
obudził. Otworzył oczy i podniósł się do pozycji siedzącej, przypominając
sobie, o złamanych niedawno żebrach. Skrzywił się lekko z bólu, ale zeskoczył
na ziemię i od razu poczuł zapach spalenizny. Spojrzał na drzwi laboratorium i
stanął jak wryty, bowiem to właśnie stamtąd wylatywały opary szarego dymu,
który z powodu braku jakiegokolwiek ujścia, zbierał się pod sufitem. Rico stał
przed pracownią i usiłował ugasić ogień za pomocą gaśnicy.
- Stój Rico! – wrzasnął na całe gardło naukowiec.
- Czemuuu? – zapytał z rozczarowaniem na twarzy i charakterystycznym
dla siebie akcentem psychopata.
- Bo substancja wydobywająca się z gaśnicy może uszkodzić mój
najnowszej generacji – brawa dla mistrza – reaktor jądrowy!
- Jondrowy? – spytał ze zdziwieniem nielot dzierżący gaśnicę.
- Jądrowy – odparł strateg, szczególnie akcentując „ą”.
- Zaraz, zaraz, piana z gaśnicy uszkodzi ten cały reaktor, ale ogień to
już nie? – zadał pytanie dowódca lemurów.
- Nie, gdyż, zbudowałem go w taki sposób, aby był ognioodporny. No
wiecie, gdyby stało się coś takiego, jak teraz.
- Kowalski, mam ochotę was walnąć. I wiecie co? Chyba to zrobię – I
rzeczywiście, po tych słowach, Skipper uderzył dryblasa w twarz z liścia.
- Szefie, a to niby za co?
- Za to, że nie potraficie nigdy o niczym pomyśleć!
- No jak to? Właśnie dlatego sprawiłem, że reaktor jest ognioodporny!
- Ale nie pomyśleliście, że może zajść potrzeba ugaszenia pożaru! I to
jest myślenie do przodu?
- A kto powiedział, że nie da się go ugasić? Potrzebujemy tylko bardzo
dużo wody.
- Rico? – rzucił szef w stronę podkomendnego, a ten pokręcił przecząco
głową.
- Szefie, myślę, że mogę mieć pomysł.
- Już nic mnie dziś nie zdziwi, więc mówcie.
- Możemy wysadzić ściany, żeby do pomieszczenia wlała się woda!
- Hm… Nie, odpada. Strażniczka nie jest AŻ tak głupia, żeby nie
zobaczyć wielkiej dziury w ścianie i ubytku wody.
Jednak, gdy tylko Rico usłyszał słowo „wysadzić”, nie zważając na
rozkazy, wyjął ze swojego brzucha kilka bomb i rzucił nimi w ścianę pracowni
naukowca. Woda wlała się do bazy, wypełniając ją niemal do połowy. Ogień
natychmiastowo zgasł, lecz towarzysze popatrzyli na psychopatę z czymś w
rodzaju wyrzutu.
- Żołnierzu, za niesubordynację będziecie musieli zamurować tą dziurę,
zanim Alice połapie się, że coś nie gra.
- Ale szefie, przecież Rico ma taki odruch, nie można mu mieć tego za
złe - próbowała bronić swojego chłopaka Kathy.
- To w takim razie, nie będziesz mu miała za złe, że musisz mu teraz
pomóc.
Dziewczyna przeklęła cicho pod nosem, ale poszła pomóc Rico.
- Dobra ferajna, my musimy jakoś wypompować wodę – rozkazał Skipper. –
Kowalski, jakieś sugestie?
- Moglibyśmy otworzyć drzwi do tunelu awaryjnego, który wpada do
kanałów.
- Świetnie! Ruchy, ruchy!
W ciągu kilku minut, po wodzie nie został żaden ślad, jeśli nie liczyć
tego, że lemury i pingwiny były mokre. Pingwinica i jej chłopak już kończyli
łatać dziurę w ścianie. Szeregowy zapytał:
- Ale co wywołało pożar?
- Myślę, że to mogły być… - zaczął, Kowalski, ale Edwin mu przerwał.
- To były kosmiczne kałamarnice!
- To najświętsza prawda! – poparł kolegę Silva.
- Świętszej nie ma! – dodał Aaron.
- Te wredne ufole to zrobiły! – dorzucił swoje trzy grosze Chester.
- My nigdy nie kłamiemy – zakończył Jefferson.
- Hm… Nie, żebym wam nie ufał, czy coś, ale… Rico, daj proszę gogle, do
wykrywania kontaktu „łapa-wynalazek”.
Pingwin posłusznie wydobył ze swojego brzucha rzeczony przedmiot i
podał go naukowcowi, a ten założył okulary i przyjrzał się ssakom.
- Wiecie, ja nie chcę tu nikogo oskarżać, ale z tego co widzę, to
wszyscy tykaliście moje wynalazki.
- A tam, nieprawda! Przecież twoje wynalazki nigdy nie działają
poprawnie! – odrzekł Chester.
- Nie?
- No pewnie, że nie! Na przykład ten miotacz ognia z celownikiem optycznym,
który sprawdzaliśmy w nocy! – koledzy dawali mu sygnały, żeby przestał mówić,
ale on gadał jak najęty. – Albo elektryczny dupochlast. Pfff… Nawet skalibrować
się tego nie da! O paliwie rakietowym to już nawet nie wspomnę.
- No, mówiłem – rzekł Kowalski z uśmiechem.
- Niby co?
- Że lemury nie potrafią nie dotykać wszystkiego dookoła!
- Nie?
- Nie.
- Nie?!
- Nie!
- NIE?!
- NIE!!!
- Widzę, że wasz dialog stoi na bardzo wysokim poziomie, ale jestem
zmuszony wam przerwać – wtrącił się Jefferson. – Chester, musimy wracać na
wybieg, zanim ludzie się zlezą do zoo.
- Ciesz się, twój kapitan cię uratował – zadrwił sobie pingwini
strateg.
- Mówisz? Dzisiaj o dwudziestej czwartej w parku – szepnął Chester,
zanim zniknął nad pokrywą wybiegu.
***
Skipper pozwolił pójść
Kowalskiemu do Doris po zamknięciu zoo, więc strateg nie mógł doczekać się
momentu, w którym ostatni zwiedzający opuści obiekt. Gdy to się stało,
naukowiec nie tracił ani chwili i od razu pobiegł na wybieg swojej dziewczyny.
Spędził z nią kilka godzin, wspominając i rozmawiając. Kiedyś przychodziło mu
to z trudem, ale teraz zżyli się ze sobą tak bardzo, że mogli gawędzić ze sobą
dosłownie bez końca. Kowalski w pewnym momencie zapytał się o Bulgota.
- To długa historia.
Kiedy się urodziłam, Francisa już nie było. O jego istnieniu dowiedziałam się
dopiero w wieku siedmiu lat. Gdy spytałam się rodziców, czy coś o nim wiedzą,
zbyli mnie milczeniem. Okazało się, że oddali go do sierocińca, bo był zbyt
słaby, żeby zostać w stadzie. Pewnego dnia uciekłam, żeby go stamtąd zabrać,
ale powiedziano mi, że uciekł. Nie chciałam wracać do rodziców, więc również
uciekłam. O tym, że był w Seaville dowiedziałam się dopiero od Parkera. Resztę
wiesz.
Naukowiec pokiwał ze
zrozumieniem głową. Spojrzał na zegarek. Dochodziła dwudziesta czwarta.
- Kochanie, muszę
już iść.
- Skoro musisz, to
idź – odrzekła z uśmiechem, który strateg mimowolnie odwzajemnił.
- Właśnie dlatego
cię kocham – powiedział, po czym pocałował Doris w usta i wybiegł z jej
habitatu.
***
Kowalski dotarł do parku,
dokładnie wtedy, gdy wybiła godzina dwunasta. Rozejrzał się wokół, ale nikogo
nie dostrzegł. Wtem usłyszał za sobą głos.
- No już myślałem,
że nie przyjdziesz.
- Ja miałbym nie
przyjść? Prędzej ty byś stchórzył.
- Ciekawa teoria
Kowalski. Myślę, że już czas się rozliczyć, za to i owo.
- Też tak uważam.
Po tych słowach
przeciwnicy rozpoczęli walkę.
C.D.N.
I jak? Sądzicie, że Kowalski wklepie Chesterowi?
Uważacie, że dobrze zrobił, wybierając rozwiązanie
siłowe, którym na ogół tak gardzi?
Ogólna opinia o notce?
Piszcie! ;)
No pewnie że mu wklepie. W końcu to Kowalski. A Chester to lemur. Wynik chyba jest oczywisty.
OdpowiedzUsuńKowciu przekładający siłę nad intelekt - koniec świata :)
Fajna notka. Kawałek jak pingwiny kłócą się z lemurami jest świetny.
Pozdrawiam
Dzieki :)
UsuńHm... zobaczymy jak bedzie nowa notka ;)
Kowalski ostro dostanie:D Na pewno się wkopał wybierając siłę a nie umysł...
OdpowiedzUsuńTeraz na pewno Cię nie zdziwię... Oczywiście Bulgot. Rządny zemsty maniak. Dobre określenie..xD Tylko taki mały szczegół... Wybacz, że się przyczepię. Skoro Doris i B. nigdy się nie spotkali, to jak On mógł widząc Doris poznać ją i powiedzieć "nice to see you"? :p
Nie licząc tego małego błędu, notka jest jak zwykle świetna;)
Jak juz mowilem: zobaczymy :p
UsuńFaktycznie, zapomnialem o tym...
Mimo wszystko dzieki ;)
Mimo iż notka jest bez akcji to i tak fajna :P Kowalski wybrał rozwiązanie siłowe no nie wierzę ... zobaczymy co z tego wyniknie :D
OdpowiedzUsuńDziekowal ;)
UsuńCos ciekawego, przynajmniej moin zdaniem ;p ale to ocenicie jutro ;p
Najpierw mialo byc w piatek, ale... no zakonczenie... trzeba to uczcic xd
warto czasem przystopować, lubię przejściowe notki ;) Nie no, nie wierzę, Kowalski wybrał rowiązanie siłowe? WOW! xD Oj dostanie mu się xD
OdpowiedzUsuńJest jeden błąd ort - pokaRZcie. To tak gdzieś na początku. Ale to taki mały błędzik ;)
Notka cudowna, bardzo mi się podobało, toteż czekam na więcej :)
PS Fajnie, że wróciłeś, jakoś tak pusto bez CIebie było ;)
Czekaj... hm... nie., nie bylo tam bledu ;) tak latwo mnie nie zagniesz ;)
UsuńDzieki za tak milutka opinie ;)
PS A ile mnie nie bylo? W piatek wrzucilem ostatnia czesc Brotherhooda, w sobote notke na drugiego bloga i wczoraj na tego ;P czyli wychodzi, ze mnie 3 dni nie bylo ;P Warto napomknac o imprezie w sobote i o kumplu w poniedzialek i niedziele ;) Mialem co robic ;)
Sory, mialas racje... ;( byl ort... nie ma to jak Word...
UsuńEjj, nie chciałam Cię zagnieć :P Hah, żartuję, spoko, każdemu może się zdarzyć ;)
UsuńNie ma to jak sobotnie imprezy :D Najbliższa u mnie to dopiero w lipcu :/ Ale to taka, na jaką czeka się cały rok xD
A, to i tak długo xD Kurde, jak mnie palec boli -.- Szłam po domu i przywaliłam nogą w ścianę. Zabolało jak cholera, ale się nie popatrzyłam, "no bo po co". No i później kładę nogi na podnóżek w salonie i tak się w wgapiam w moją stopę dwa palce całe zakrwawione i zdarta skóra -.- Nie jestem w stanie chodzić, a jutro ostatni wuef w tym roku :/ Yh....
Mnie i tak nie przebijesz... Kiedyś tam na wf-ie mieliśmy na rozgrzewce przyspieszenia. No to biegamy w tę i we w tę jak kretyni. Raz się zamyśiłem i wpadłem na ścianę. Obie ręce stłuczone i olbrzymi guz na łbie... xD
UsuńNiezłe jaja. Najstarszą notką na pierwszej stronie był prolog Brotherhooda, a strzałka na następną stronę mi się nie wczytała i przeczytałem kawałek twojego bloga myśląc, że czytam cały 0.o Teraz nadrobiłem już zaległości i wielki szacun za wszystkie te opowiadania i rozdziały. W tej chwili nie skomentuję dokładnie ale były i epickie, poważne sceny, i lekkie ze świetnymi humorystycznymi sytuacjami.
OdpowiedzUsuńTeraz trochę dziwnie mi się czyta wiedząc, że tyle postaci zginęło, i to wcześnie. Można powiedzieć, że przez tą całą moją pomyłkę z Braterstwem przeczytałem wszystko bardziej chronologicznie. No cóż, jak zwykle wiele ciekawych wątków na których rozwinięcie czekam niecierpliwie!
Pozdrawiam, Gad
No faktycznie, ciekawa sytuacja xD
UsuńMiłe słowa ;)
Również pozdrawiam
(Długość twojego komentarza, a mojego.... xD)
pisze "Kowalski, jakieś sugestie?"
OdpowiedzUsuńNo mam nadzieję, że Kowalski nie da się tak łatwo pokonać :)
Co do twojego pytania o "We're Here, Because We're Here" hmmmmm..................................................
znam się trochę na wszechświatach równoleglych, multiwszechświatach, teorii inflacjii itd.
W końcu utożsamiam się z Kowalskim, prowadzę jego funpage na fejsie, więc znam się na fizyce kwantowej, podobnie jak on :D
Do rzeczy: według fizyków istnieją pewne teorie - zasady antropiczne,które mają wyjaśniać - dlaczego akurat Ziemia ma tak dogodne warunki aby mogło akurat na niej istnieć życie: krytycy tej ideei stwierdzili, że wnosi ona do wiedzy o nas dokładnie tyle :"Jesteśmy tutaj, ponieważ tutaj jesteśmy."
Tak mi się skojarzyło... zapewne nie oto ci chodziło, ale przyznaj pasuje idealnie :)
Eee... ciekawa teoria xD ale nie na moj maly ssaczy mozdzek... xd
UsuńChodzilo mi o najnowsza plyte Anathemy, ale uznajmy, ze byles blisko ;)
Tak nie da się
OdpowiedzUsuń