poniedziałek, 3 czerwca 2013

"Brotherhood" Rozdział I: Początki Bywają Różne

Był wieczór. Rozgwieżdżone niebo zachwycało przypadkowych obserwatorów niezliczoną ilością małych światełek przywodzących na myśl niewielkie diamenty leżące na dnie ciemnej jaskini. Wąską uliczką Meksyku szły dwie niskie postacie – pingwiny. Dotarły do zardzewiałych drzwi, które czasy świetności miału zdecydowanie za sobą. Wyższy z ptaków przemówił:
- Brat, ty jesteś pewien, że to tutaj?
- A co ja jestem? Facet podał nam adres, a obaj wiemy, że żaden z nas nie potrafi czytać, więc możemy szukać na czuja – odparł szybko niski ptak.
- Dobra, po co te nerwy? Wchodzimy.
Po tych słowach nielot pchnął drzwi, które potwornie zaskrzypiały i zapewne owy dźwięk dało się słyszeć i kilka przecznic dalej. Pingwiny wślizgnęły się do środka i najciszej jak potrafiły, zamknęły zardzewiałe odrzwia. Wnętrze budynku, diametralnie różniło się od tego, co prezentował sobą na zewnątrz. Wszystko było elegancko urządzone i zadbane, zaś na zewnątrz wyglądało to na ruderę jakich mało. Ba, na ruinę, bo rudera jest jeszcze miejscem, gdzie od biedy da się mieszkać. Ptaki zauważyły kilka szczegółów. Podłogę wykonaną z ciemnego drewna, takież ściany oraz sufit, kilka wygodnych foteli, dwa czy trzy szklane stoliki i coś, co przywodziło na myśl recepcję.
- Jak się panowie nazywają? – spytała bez ogródek kaczka siedząca za biurkiem.
- Eee… Ja jestem Neil, a to mój brat Skipper – odrzekł niepewnie starszy z braci.
- Panowie idą drugim korytarzem na lewo, a potem dwudzieste trzecie drzwi na prawo.
Bracia wzruszyli ramionami i poszli we wskazanym kierunku. Pokój, do którego ich skierowany był okraszony napisem „ŻÓŁTODZIOBY – TUTAJ”. Bez zastanowienia weszli do pomieszczenia i zastali w środku wilka siedzącego za biurkiem. Był całkowicie zrelaksowany – nogi na biurku, ręce założone za tył głowy i słuchawki w uszach. Dopiero po chwili zorientował się, że ma gości i doprowadził się do jako takiego porządku i dostojnym głosem rzekł:
- Jak się panowie nazywają?
- Neil i Skipper – odpowiedziały niemal jednocześnie nieloty.
- Świetnie. Witam panów w Bractwie!
- Nie chcę wyjść na ignoranta, ale co to jest to całe „bractwo”?
- Już spieszę z wyjaśnieniem. Istnienie naszej organizacji jest ściśle tajne, dlatego wiedzą o niej tylko jej członkowie. Zajmujemy się ogólnie pojętym utrzymywaniem porządku. Misje o najwyższym stopniu priorytetowości – takie są zarezerwowane tylko dla Bractwa! Szansę na dołączenie do naszych szeregów dostają tylko jednostki wybitne, tak więc możecie się czuć wyróżnieni! Jednak nie spoczywajcie na laurach, bo koledzy zafundują wam niezłe przeszkolenie! I oczywiście, macie szansę, na wybicie się.
- Jakoś w to nie wierzę – powiedział szczerze Skipper.
- Nie? A mówi wam coś nazwisko Buck Rockgut?
- Oczywiście, że mówi, ale co on ma z tym wszystkim wspólnego?
- Ano to, że swego czasu służył u nas. Widzicie? Bractwo może być najlepszym, co was spotkało! – krzyknął ssak entuzjastycznie, obejmując ramionami dwóch braci. – No pomyślcie o tym! Przygoda! Sława! Wyjrzyjcie przez okno! Spójrzcie na to wielkie miasto! Pomyślcie, że kiedyś możecie uratować niezliczoną ilość istnień! Nie pociąga was ta wizja?
- Pociąga. Nawet bardzo – wypalił Neil.
- Czyli rozumiem, że akceptujecie nasze zaproszenie?
Ptaki popatrzyły po sobie i po chwili odparły zgodnie:
- Tak.
- Wspaniale! Nazywam się Natan Nicolson, w skrócie NN, i jestem waszym dowódcą! Jutro macie się stawić równo o siódmej rano w zatoce!
***
Francis zawsze był inny od reszty. Był typem samotnika, intelektualisty, niezrozumianego przez wszystkich dookoła. Może wpływ na jego charakter miało to, że nie znał swoich rodziców i wychował się samotnie? Może bycie sierotą rzeczywiście odcisnęło na nim pewne piętno? Szczerze powiedziawszy, to aktualnie miał to gdzieś. Płynął przed siebie, zmierzając na spotkanie, na które został kilka godzin wcześniej zaproszony. Powiewało mu, kto go zaprosił. Liczyło się to, że mógł coś zmienić w swoim dotychczasowym, nie mającym żadnego konkretnego celu, życiu. Popatrzył w niebo. Z jakiegoś powodu, gwiazdy go uspokajały. Może dlatego, że jego prawe oko były dosłownie srebrne i w ciemności, ktoś mógł je wziąć za gwiazdę, może bez żadnego powodu. Zauważył, że dotarł do rury, którą miał dopłynąć do biura. Westchnął i wpłynął do środka. Kiedy znalazł się w pomieszczeniu, rozchlapał trochę wody, ale gospodarz niespecjalnie się tym przejął. Był zwykłym wilkiem. No, może wilk, który jest w sekretnej bazie, do tego znajdującej się w centrum jednego największych miast na świecie nie do końca jest „zwykłym wilkiem”, ale jeśli brać pod uwagę sam wygląd, to nie wyróżniał się niczym specjalnym.
- Jak godność? – spytał z uśmiechem na twarzy.
„Cholera, no przecież nie powiem, że jestem Francis! Muszę coś wymyślić!” – przemknęło przez myśl delfinowi.
- Jack… Jack Bulgot.
- Miło mi, Jack. Domniemam, że zostałeś dziś zaproszony tutaj przez tajemniczego antyspołecznego osobnika gatunku szakal, śmierdzącego fasolą po bretońsku?
- Tak – odrzekł czujący się coraz bardziej niezręcznie Bulgot.
- Świetnie. Chcę cię najserdeczniej powitać w Bractwie!
- A czym to całe bractwo jest?
- No tak! Mój błąd! Otóż Bractwo, mój drogi chłopcze, to największa na świecie organizacja szkoląca komandosów na świecie! Obiło ci się o uszy nazwisko Buck Rockgut?
- Kojarzę gościa. I co z tego?
- To, że gość jest od nas. A teraz pomyśl o tym, że mógłbyś dorównać mu sławą! Przyjemna perspektywa, nieprawdaż? Nawet bardzo! Niech mnie ukąsi tarantula, psia jej mać, jeśli to nie jest kusząca perspektywa! – krzyczał podekscytowany ssak.
- Muszę przyznać, że tak.
- No to, witamy w szeregach!
- I co, to tyle?
- Z grubsza. Jeszcze jedno. Jestem Natan Nicolson, twój dowódca. Jeśli jutro o siódmej rano nie stawisz się w zatoce na treningu, oj, wtedy marny twój los!
***
Nicolson odprawił już ostatniego rekruta dzisiejszego dnia i teraz, postanowił dać sobie trochę luzu. Założył słuchawki, włączył muzykę w kolejności losowej, dał nogi na biurko i mógł sobie na spokojnie pomyśleć o swoich nowych ludziach. Najbardziej polubił te dwa pingwiny i dwa delfiny. Delfiny w sumie przyszły osobno, nawet o sobie nie wiedząc, ale jeden gatunek, więc nie robiło to wielkiej różnicy. Ta czwórka jako jedyna okazywała jako taką obojętność, co sprawiało, że wilk był pełen podziwu. W słuchawkach usłyszał dobrze znaną mu piosenkę „My Way” Limp Bizkit. W tym momencie postanowił odpuścić sobie myślenie i całkowicie oddać się słuchaniu. „Jutro ich konkretnie przeszkolę, nie ma obaw.” – taka myśl pojawiła się w jego umyśle jako ostatnia.
***
Bulgot pojawił się w zatoce na chwilę przed siódmą i zobaczył, że przed nim na miejscu było już około dziesięciu osób. Kilka delfinów, dwa pingwinów, z trzy wilki. Nic wielkiego, ogólnie rzecz biorąc. Po kilku minutach, nie wiadomo skąd, w okolicy pojawił się NN i od razu wrzasnął:
- Widzę, że już jesteście na miejscu lalusie! Czekajcie, jest tam jedna pani? Te, mózgowiec, jaka jest forma żeńska od „laluś”?
- A w ogóle jest?
- No o to się pytam! No dobra, więc lalusie, i pani, od dzisiaj koniec żartów! Znienawidzicie mnie bardziej niż kogokolwiek wcześniej! Kiedy z wami skończę, pożałujecie, że wczoraj do mnie przyleźliście!
Miał rację. Pożałowali.



C.D.N.




Mam nadzieję, że tym razem długość was zadowala ;)
Co sądzicie o NN?
Czekam na opinie!
Doktor Psychol

5 komentarzy:

  1. Zaczyna się idealnie. To Bractwo... cudowna atmosfera tajemniczości:D I początek treningów... da im popalić;P Bulgot... tu nawet się nie wyrażę. Ogólnie nie jestem w stanie napisać jakiegoś kreatywnego komentarza, ale to z resztą widać;)
    Powiem krótko: świetna notka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Heh nie wiem czemu Bractwo skojarzyło mi się z jakąś sektą ... a to, że Rockgut w nim był jakoś mnie nie przekonuje xD
    Ciekawa jestem kim jest ta delfinica ...
    NN hmm... on ino udaje luzaka co nie ? :P

    OdpowiedzUsuń
  3. NN- nie dość że przedstawiciel mojego ulubionego gatunku to jeszcze całkiem sympatyczny :-D

    Potwierdzam, czekanie się opłaciło. Bulgot jest taki... fajny. Odpychający i tajemniczy.

    Czekam na następną notę. Weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się ta zmiana jaka zaszła w NN. Najpierw luzak, miły gościu a potem surowy dowódca :D
    Wszyscy mają coś do imienia Francis a mi się nawet podoba xD hahah
    Bulgot w twoim wydaniu jest bardzo ciekawy.. taki inny. Ciekawe czy się zaprzyjaźni ze Skipperem, a potem się pokłócą, czy to będzie nienawiść od pierwszego wejrzenia..
    :)

    OdpowiedzUsuń