Poprzednio na "Sadystowych Pingach":
Nasi komandosi pomyślnie przeszli test i poszli to oblać.
Irish okazał się zdrajcą, ale wymiar tej zdrady, nie jest jeszcze znany...
Rozdział IV: Ręka, Noga, Mózg Na Ścianie
- Chyba nie zostałem zrozumiany.
Ja nie żegnam się z wami. Ja żegnam WAS – przy tych słowach nieznacznie się
uśmiechnął i zasalutował.
Po wypowiedzeniu tych słów przez
Irisha, rozpętało się istne piekło. Jego ludzie po tymże sygnale rozpoczęli
prawdziwą rzeź – nie oszczędzali nikogo; ani dowódców, ani rekrutów. Zabijali
każdego, bez litości. Ostre jak brzytwa noże raz po raz zadawały śmiertelne
ciosy i pchnięcia, niezliczone kły i zęby przegryzały tętnice, pazury
rozszarpywały ciało, kule wystrzeliwane z broni trafiały bezbłędnie, prosto de
celu, zabijając i zadając ból. Komandosi padali martwi jeden po drugim,
zdziwieni prędkością i precyzją zadawanych ciosów, z poderżniętymi gardłami,
przestrzelonymi głowami i ciałami podziurawionymi i poszarpanymi za pomocą
ostrzy i pazurów.
Na twarzach rekrutów malowało się przerażenie i zdziwienie, ale weterani i dowódcy swoje ostatnie, pełne wyrzutu i pogardy spojrzenia poświęcali Irishowi. Zdrajca stał na scenie, rozkoszując się tym widokiem. Po podłodze sali płynęły prawdziwe potoki krwi zabitych; ciecz zatrzymywała się dopiero pod miejscem przemowy delfina, tworząc tam szkarłatne jezioro, które samo w sobie przerażało. Irish niewzruszenie wyjął papierosa i zapalił. Jego ludzie już dożynali niedobitków, którzy jakimś cudem – i na swoje nieszczęście – przeżyli, a on przepełniony czymś na kształt euforii palił papierosa. Kiedy została już mała jego część, ssak rzucił niedopałem za siebie. Scena – zawczasu polana benzyną – z miejsca zajęła się ogniem. Delfin majestatycznie z niej zszedł i ujrzał dogorywającego szefa wszystkich szefów, znanego jako JJ i z szyderczym uśmiechem na twarzy splunął w jego stronę. Umierający delfin popatrzył prosto w brązowe, pozbawione wyrazu, oczy zdrajcy i dławiąc się krwią, z tytanicznym wysiłkiem powiedział:
Na twarzach rekrutów malowało się przerażenie i zdziwienie, ale weterani i dowódcy swoje ostatnie, pełne wyrzutu i pogardy spojrzenia poświęcali Irishowi. Zdrajca stał na scenie, rozkoszując się tym widokiem. Po podłodze sali płynęły prawdziwe potoki krwi zabitych; ciecz zatrzymywała się dopiero pod miejscem przemowy delfina, tworząc tam szkarłatne jezioro, które samo w sobie przerażało. Irish niewzruszenie wyjął papierosa i zapalił. Jego ludzie już dożynali niedobitków, którzy jakimś cudem – i na swoje nieszczęście – przeżyli, a on przepełniony czymś na kształt euforii palił papierosa. Kiedy została już mała jego część, ssak rzucił niedopałem za siebie. Scena – zawczasu polana benzyną – z miejsca zajęła się ogniem. Delfin majestatycznie z niej zszedł i ujrzał dogorywającego szefa wszystkich szefów, znanego jako JJ i z szyderczym uśmiechem na twarzy splunął w jego stronę. Umierający delfin popatrzył prosto w brązowe, pozbawione wyrazu, oczy zdrajcy i dławiąc się krwią, z tytanicznym wysiłkiem powiedział:
- Jak mogłeś?
Irish zaśmiał się, pochylił się
nad dowódcą i szepnął mu do ucha:
- Mogłem. I to zrobiłem. A teraz,
ty i twoi idealistyczni ludzie skończycie jako popiół, drogi JJ.
- Zobaczymy się w piekle –
wycharczał ostatkami sił konający i zanosząc się przy tym krwawym kaszlem
splamił i siebie, i zdrajcę czerwonymi plamkami, niewiększymi od muchy.
- Pewnie tak. Jednak, to ty
trafisz tam jako pierwszy – po tych słowach rozszarpał zębami gardło dowódcy,
brudząc się juchą jeszcze bardziej.
Podniósł się i ponownie splunął w
stronę – teraz już – trupa. Rozejrzał się i dotarło do niego, że wygrał.
Dookoła stali jego towarzysze. Nie obchodziło go to, że o życiu więcej słyszeli
niż wiedzieli. Wystarczyło to, że łatwo się ich kontrolowało, nawet bardzo.
Znosili zabitych na jedną kupę, a kilka wilków poszło po benzynę. Popatrzył na
zabitych i zorientował się, iż kogoś brakuje. Zawołał do siebie delfina, który
był odpowiedzialny za to, by wszyscy się tu znaleźli – niejakiego Nicka.
- Wyjaśnij mi, dlaczego wśród
zimnych trupów nie ma jeszcze tego pijaka Nicolsona.
- Pewnie zasiedział się w barze.
No ale szefie, co może zmienić jeden wilczek w obliczu takiej przewagi licze… -
Chciał powiedzieć „liczebnej”, ale nóż, który został wbity w jego gardło
skutecznie mu to uniemożliwił.
Młodzik padł w konwulsjach na
ziemię i drgał jeszcze przez chwilę, po czym zastygnął w bezruchu. Pozostałe
zwierzęta nie spostrzegły, że ogień ze sceny zaczął się do nich niebezpiecznie
zbliżać. Wszystkie, poza Irishem. Ten wziął tylko pełen kanister benzyny, którą
polał podłogę w taki sposób, aby odcięła drogę ucieczki. Następnie zapalił
zapałkę, którą upuścił na ziemię, a ta natychmiastowo podpaliła paliwo. Zza
morderczych płomieni dało się usłyszeć wręcz potępieńcze krzyki uwięzionych
wewnątrz piekielnego kręgu żołnierzy, którzy poczęli płonąć żywcem. Delfin
niespiesznie oddalił się w stronę wyjścia, pozostawiając za sobą ślad z krwi, a
także bazę bractwa, która była wypełniona ładunkami wybuchowymi.
***
Słońce bardzo powoli chowało się
za linią widnokręgu, ograniczając widoczność, ale jednocześnie pozwalając
zobaczyć gwiazdy. NN był już naprawdę pijany i nie było siły na tym świecie,
która mogłaby odciągnąć go od kufla z piwem. Inna sprawa, że i jego ludzie nie
próżnowali; Skipper i Neil spali pod ścianą, bez zamiaru obudzenia się w czasie
szybszym, niż kilka godzin, a Bulgot i Carmen o czymś rozmawiali. Mówili dość
nieskładnie i niewyraźnie, ale się rozumieli i to było najważniejsze. Kiedy
Jack coś powiedział, dziewczyna zaśmiała się w głos i po chwili go pocałowała. Lekko
zdziwiony chłopak oddał pocałunek dopiero po chwili. Nagle do całej piątki
przyszedł właściciel budynku i krzyknął:
- Zamykamy! Spadać mi stąd!
- Ale że co? – spytał wilk, choć
brzmiało to raczej jak: „Haleszezo?”, lecz by nie utrudniać wam czytania,
trudności z wymową pominiemy.
- To co słyszałeś! Wypad, albo
wyjmę moją dwururkę! – rozkazał kozioł
- No dobra, dobra, bez nerw ziom –
W tym momencie podniósł się z miejsca, rozlewając resztki piwa oraz
przewracając zarówno krzesło, jak i stół. – Drużyno! Idziemy!
- Ale czemu panie kapitanie? –
zadał pytanie, nie ukrywając wyrzutu Bulgot.
- No właśnie? – dołączył się Neil,
którego obudził wrzask.
- Bo nie ma dżemu! Jak wam się nie
podoba, to było nie przyłazić! A teraz za mną, albo będziecie sprzątać bazę
przez następny rok!
- Dobra, no idziemy, nie pali się –
odparli zgodnie podkomendni.
Nie wiedzieli, że coś się jednak
pali.
***
Kiedy nasi bohaterowie dotarli na
miejsce, zastali ruiny. Baza została wysadzona w powietrze, razem ze wszystkimi
w środku. Wszyscy poza NN byli już na tyle trzeźwi by zrozumieć, co tu zaszło. Zaś
wilk zataczając się wybełkotał:
- No co tak stoicie jak trepy?! Na
Giewont!
- Kapitanie, chyba pan jeszcze nie
do końca wytrzeźwiał…
- Ja ci dam! Przełożonego pouczać!
Do parteru i dwudziestkę!
- Ale on ma rację – poparli Skippera
pozostali.
- Zdrada! Wszyscy do parteru, ale
migiem! I pięćdziesiątkę! Raz, raz, raz!
Zanim komandosi skończyli
ćwiczenie, dowódca padł na ziemię nieprzytomny. Podnieśli się i rozejrzeli. Nie
było tu nikogo poza nimi. Czyli NN zwyczajnie spił się do nieprzytomności.
- Zanieście go pod ścianę czy coś,
żeby nam nie wadził.
- Okej.
W międzyczasie Bulgot podszedł, by
obejrzeć jedno z ciał. Na zwęglonych zwłokach dostrzegł coś, co go
zaniepokoiło. Liczne ślady po pchnięciu nożem, miejsca, w których trafił pocisk
i dosłownie rozerwane gardło. Od samego wybuchu coś takiego by się nie stało. I
dobrze to wiedział. Ktoś ich zdradził.
Jednak NN musiał wytrzeźwieć, by
był z niego jakikolwiek pożytek. Teraz cała reszta również postanowiła się
położyć, gdyż zauważyli, że głowy bolą ich bardzo dotkliwie, za sprawą
alkoholu, który dzisiaj wypili. Kiedy położyli się na ziemi, momentalnie
zasnęli.
C.D.N.
I co, jak wam się podoba notka?
Spodziewaliście się TAKIEJ zdrady?
Podoba wam się taki lekki wstęp?
Czekam na opinie!
PS Włączyłem opcje komentowania bez konta Google, więc teraz już nie ma, że boli.
Proszę was ludzie, to nie boli!
To ja, Alicja ;) Dzisiaj ucieszyłam się trzy razy - zaraz mecz w Wawie, ja czekam, więc Safari w ruch i sprawdzam Twojego bloga. Jej, cieszę się, że jest następna notka. trzeci powód radości - mogę komentować, juhu xD
OdpowiedzUsuńA teraz notka - wow. Zdrada niesamowita, a opisy tak dobitne, tak cudownie krwawe, tak przepełnione śmiercią - niesamowite, z każdym zdaniem musiałam brać wdech z wrażenia.
Rozśmieszyły mnie te dwa cytaty:
"(...) Ale że co? – spytał wilk, choć brzmiało to raczej jak: „Haleszezo?”(...)"
"(...)- No co tak stoicie jak trepy?! Na Giewont!(...)" - hahahaha, cudowne ;) Jejciu, ty tak świetnie piszesz... Twój blog ma miejsce w mojej prywatnej liście 'najlepszych blogów o PzM" :D A ta notka... brak słów. Jak dla mnie, dotąd najlepsza. Wow, jeszcze raz wow (czytaj razy 100 ;D )
Pozdrawiam, życzę zdrowia i weny, Alice ;)
Jej, dzięks :D Czuję się zaszczycony bytnością mego skromnego bloga na twej prywatnej, jakże zaszczytnej, liście :)
UsuńHah, proszę xD Fajne tło masz :D Najlepiej prezentuje się w swej jakże cudownej postaci Kowalski ^^ haha xD A na ankietę już oddałam swój "szlachetny" głos - albowiem dyszka dla Ciebie ^^
UsuńDokładnie takiej zdrady się spodziewałam- krwawej i strasznej. Ogólnie masakry:p Świetne opisy, miałam wrażenie, jakbym niemal była świadkiem tej zbrodni. I ta popijawa... Sama w sobie świetna i jeszcze fakt, że dzięki niej przeżyli...:D Więcej nie jestem w stanie napisać...
OdpowiedzUsuńSkładam zamówienie na więcej podobnych notek;)
Kurde, robię się przewidywalny xD
UsuńDziękował :D
Hm... W tym opowiadaniu będzie jeszcze całkiem sporo trupów, więc myślę, że się nie zawiedziesz... Taką mam nadzieję xD
Rany! Notka jakże krwawa i przerażająca (czytaj:bardzo mi się podoba).
OdpowiedzUsuńRozwalił mnie tekst z Giewontem :D
Ciekawa jestem co teraz poczną NN i spółka. I co się zepsuje między Skipperem i Bulgotem.
Inaczej mówiąc pisz dalej bo przyjadę do ciebie i będę cię łaskotać w stopy ;)
O to chodziło! xD
UsuńZobaczysz za dni parę, co to oni poczną :D
Już boję się twej zemsty :D Muszę zrobić okopy i założyć drut kolczasty xD
I sądzisz że to mnie zatrzyma? ;)
UsuńMuszę mieć nadzieję - podobno umiera ostatnia ;)
UsuńA stu uzbrojonych terrorystów z kałachami i wyrzutniami rakiet typu RPG, wystarczy? xd
Hmm, myślę że to może być jakaś przeszkoda. Jakaś.
UsuńAle jak napuszczę na nich mojego wieczne głodnego kota to myslę że ustapią XD
Siemka czytam twoje opowieści i powiem jedno są zajebiste
OdpowiedzUsuńfajnie skonstruowane i wogóle wciągające
Mam pytanie czy długo ta opowieść będzie trwała może w końcu coś zacznie sie dziać w ZOO
Dzięki i czekam na kolejne opowiadania
Jeszcze ze trzy - cztery notki będzie się ciągnąć, a potem powrót do zoo. To ja dziękuję, za pochlebną opinię ^^
UsuńPrawdę mówiąc, spodziewałam się takiego wężowego zachowania ze strony Irisha... Krótko mówiąc - będzie masakra i wielka destrukcja, jak to raz ujął Kowalski.
OdpowiedzUsuńAczkolwiek ukłon w Twoją stronę - opisałeś to wprost wyśmienicie.
Podobnie jak rozmowę naszej kochanej drużyny z właścicielem baru. W głowie słyszałam te niewyraźne odpowiedzi w stylu "Powiedzieć ci coś...?".
Idąc dalej tym tropem, tekst z paleniem wyszedł ci pierwszorzędny - wprost popłakałam się za śmiechu XD. I jeszcze ten Giewont...
Ogólnie jest to, moim skromnym zdaniem, najzabawniejszy rozdział, jaki dotąd nabazgrałeś. Może to przez pewien dysonans w nim zachodzący - z jednej strony mamy do czynienia ze szkarłatną od hektolitrów przelanej krwi scenę okrutnej masakry, zaś z drugiej - bohaterów upitych niemal do nieprzytomności (naturalnie z wyjątkiem NN, który takową stracił, ku niepocieszeniu podwładnych). I to w tej notce jest bodajże najbardziej niesamowite.
Jedynym słowem, które przychodzi mi teraz na myśl jest WOW.
I muszę się zgodzić z przedmówcami - prowadzisz jeden z lepszych blogów o Pingwinach ^^.
Życzę zatem jak najwięcej weny, nie mogąc się przy tym doczekać kolejnych rozdziałów Brotherhooda.
Pozdrawiam,
Blackie Line
PS. Przepraszam za brak komentarzy przez cały zeszły tydzień, lecz miałam takie urwanie głowy spowodowane szkołą, iż nie miałam czasu nawet zerknąć na Filmweba czy Bloggera, sam rozumiesz ;).
Na szczęście w przyszłym tygodniu jadę na wycieczkę klasową do naszej jakże kochanej stolicy, a ostatnie kilka dni szkoły polegać będą głównie na sprzątaniu budynku czy dniu sportu... A potem nareszcie wyczekiwane od okrągłych dziesięciu miesięcy wakacje :D!
Siadam zatem to komentowania Twoich Pingwinowych Człowieków ^^
Po - poważnie się spodziewałaś? Robię się przewidywalny... Szlag by to trafił...
UsuńI tu się zastanawiam: skąd ja ten Giewont wytrzasnąłem?! xD
Fajne są takie kontrasty, nie? ;d
W tejże sytuacji mogę tylko podziękować :D
Kurcze, ale brutalnie! Lubię to!
OdpowiedzUsuńAle ten Irish jest bezwzględny! No i ten nonszalancki papieros- klasa. Ale w złym wydaniu jakby nie patrzeć. Gadam głupoty xD
Mam pytanie: czy słowo „jucha” to regionalizm bądź kolokwializm? Wszystko z nim okej, tylko rzadko je widuję i zaczęłam się zastanawiać ^^
Ten Irish to jakiś psychopata i to tak zdrowo walnięty :O jak można kogoś spalić żywcem?! Oni mu zaufali! Zabijali dla niego!
Jaki morał z tego? Picie przedłuża życie xD
Super deskrypcja- naprawdę pierwszorzędna! Szczególnie z tym nożem w gardle :O
Ironia wykonana po mistrzowsku: „- Dobra, no idziemy, nie pali się – odparli zgodnie podkomendni. Nie wiedzieli, że coś się jednak pali.” W sumie to mnie to trochę rozbawiło, ale strasznie współczuję tym, co zginęli!
Ja bym nie mogła zasnąć po czymś takim, za dużo emocji :(
Wow, naprawdę super notka. Nie dość, że napisana z wyśmienitymi detalami, to jeszcze naprawdę intrygująco. Mam nadzieję, że pozbędą się Irisha raz na zawsze! Zasłużył sobie, zdrajca jeden!
Baaardzo mi się podoba pairing Bulgot-Carmen :) ciekawe co z tego wyjdzie ;)
Pozdrowionka Sherlock :*
(zgadnij kto to) xD
Hm... Gdybyś nie dała tego Sherlocka, mogłoby być trudno xD
UsuńCzyżby Asia? xd
Jam ci! :D
UsuńWieeelkie dzięki za tą opcję "Anonimowy"
OdpowiedzUsuńNa innych blogach nie trzeba było mieć konta, a tu tak. Nie chciało mi się więc zakładać konta google, tylko po to aby zostawić tu komenta. Pozwól zatem, że nadrobię teraz: Łał!...
Piszesz niesamowicie, oryginalnie, oby tak dalej. Historia z Gwatemali mnie urzekła, fajnie przedstawiłeś Bulgota, jako samotnika, indywidualistę - podoba mi się :D
Życzę weny :) A pisze to osobiście właściciel stronki 'Kowalski, jakieś sugestie?' na fejsie, znasz?
Proszę bardzo ;)
UsuńDziękuję za tak miłą opinię :)
Znam, tylko nie mam facebooka ;) dałem do niej link w polecanych stronach :)
Wieeelkie dzięki za tą opcję "Anonimowy"
OdpowiedzUsuńNa innych blogach nie trzeba było mieć konta, a tu tak. Nie chciało mi się więc zakładać konta google, tylko po to aby zostawić tu komenta. Pozwól zatem, że nadrobię teraz: Łał!...
Piszesz niesamowicie, oryginalnie, oby tak dalej. Historia z Gwatemali mnie urzekła, fajnie przedstawiłeś Bulgota, jako samotnika, indywidualistę - podoba mi się :D
Życzę weny :) A pisze to osobiście właściciel stronki 'Kowalski, jakieś sugestie?' na fejsie, znasz?