piątek, 7 czerwca 2013

"Brotherhood" Rozdział III: Dziękuję, odchodzę!

Nad brzegiem zatoki stał delfin, patrząc w gwiazdy i rozmyślając. Z jakiegoś powodu, zawsze interesowało go niebo, ogrom wszechświata. Wciągnął morskie powietrze do płuc delektując się jego świeżością, a następnie je wypuścił. Po chwili podszedł do niego inny delfin, a weteran nie odwracając wzroku od nieba spytał:
- Przygotowaliście wszystko?
- Tak. Wszyscy będą jutro w bazie – odparł nowo przybyły.
- Świetnie. Nie chcę, by kogoś to ominęło.
***
Skipper, Neil, Bulgot i Carmen jakoś się zaaklimatyzowali i treningi nie były już dla nich takie złe, a przynajmniej niezbyt męczące. W międzyczasie zaprzyjaźnili się ze sobą, a między delfinami coś zaiskrzyło. Jack i Carmen potrafili rozmawiać ze sobą nawet kilka godzin dziennie, a czasami w nocy, czym zdrowo denerwowali pingwiny, które nie mogły spać. Dzisiaj trening przebiegał tak jak zwykle – NN stał na brzegu słuchając muzyki i wydając komendy, a pozostali posłusznie je wykonywali przez pięć bitych godzin. Potem wracali do bazy i mieli wolne. Niezbyt skomplikowany plan dnia, ale tak było. Pewnego dnia Bulgot wraz z Carmen zniknęli po treningu na kilka godzin i pojawili się dopiero na kolacji. Pytanie, co robili, zbywali milczeniem; jednak nikt ich nie wypytywał, skoro najwyraźniej chcieli zachować to dla siebie. Nawet pingwinom nie udało się nic z nich wycisnąć, więc nie było sensu dłużej naciskać.
Po kilku tygodniach rutyny, NN na początku zwyczajowego treningu rzekł:
- Dobrze wy maminsynki! Dzisiaj czeka was test waszych umiejętności! Kot nie czuje się na siłach – niech od razu spada mi z pola widzenia! Nie będzie za to kary, ale wypad mięczaki!
Po jego słowach kilku najbardziej cherlawych kadetów oddaliło się.
- Świetnie! Widzę, że dzisiaj będę miał trochę sprzątania!
- Wolno mi spytać czego? – zapytał niepewnie jeden z komandosów.
- No jak to czego? Waszych trupów!
Wszystkim konkretnie zrzedły miny, ale nic nie powiedzieli.
- Dobra! Za mną wy dzieciuchy!
Wilk zaprowadził swoich podkomendnych pod wielki hangar, który miał około pięciuset metrów długości. Był koloru ciemnozielonego, był wysoki na jakieś dziesięć metrów, co chwila pojawiały się niewielkie okienka, przez które do środka wpadało światło słońca.
- Zakładam, że aż takimi debilami, żeby nie widzieć tego hangaru nie jesteście, więc przejdę do sedna. Jedyne, co musicie zrobić, to w ciągu dwudziestu minut przejść z jednego końca budynku, na drugi. Bułka z masłem, lub jak kto woli, z dorszem. No, czas start. Zapierniczać!
Lekko zdezorientowani podwładni skierowali się w stronę wejścia. Pchnęli drzwi i weszli do środka. Dopiero, gdy byli wewnątrz, zorientowali się, że klamka jest tylko na zewnątrz. Dobiegł ich głos dowódcy:
- Nie martwcie się, każdy z nas przez to przechodził! Ginie tylko co trzeci rekrut!
Teraz przerazili się nie na żarty. Nie wiedzieli czy NN robi sobie z nich żarty i to makabryczne czy też mówi całkowicie serio. W jego wypadku, trudno było to stwierdzić.
- No co tak stoicie, jak tłuki na targu?! Ruchy, bo wam tyłki osobiście spiorę!
W tym momencie większość zwierząt bezmyślnie rzuciła się do przodu, nie oczekując niczego nadzwyczajnego. Mylili się. Jeden z delfinów został trafiony olbrzymim harpunem, który przebił go na wylot, jakiś wilk spróbował popłynąć wodą, co skończyło się dla niego tragicznie – w wodzie znajdowały się piranie i to cała ławica. Nasi bohaterowie patrzyli na to, jak giną ich towarzysze, zastanawiając się, co zrobić. Po chwili, delfiny wpadły na pewien pomysł, lecz nie podzieliły się nim z ptakami, które bacznie obserwowały rozkład pułapek. Zastanawiające było, jakim cudem zdołano upchnąć tyle narzędzi eksterminacji – w zdecydowanej większości dość wymyślnych – w jednej hali. Ssaki powiedziały tylko, że mają plan i kazały nielotom stanąć z tyłu. Kiedy te posłusznie wykonały polecenie, Bulgot i Carmen za pomocą ogonów wyrzucili ich w powietrze, tak, aby pingwiny uruchomiły wszystkie możliwe pułapki na jak najdalszym dystansie. Skipper lecąc wrzasnął:
- Zapamiętamy to sobie!
Delfiny roześmiały się szczerze i dołączyły do przyjaciół, po drodze mijając niewielki staw z rekinem, sokoła, na którym została wykonana dekapitacja oraz kilka innych osobliwych rzeczy. Gdy zrównali się z pingwinami, te od razu rzekły z urazą w głosie:
- Następnym razem, jak będziecie chcieli nas rzucić w stronę morderczych pułapek, to uprzedźcie.
- Dobra. Uprzedzamy was więc.
Zanim ptaki zdążyły zaoponować, ssaki ponownie posłały je w powietrze. Tym sposobem przeszli przez całą halę bez najmniejszego uszczerbku na zdrowiu, chociaż ten sposób był co najmniej niepoważny. Powitał ich NN.
- Ledwo zmieściliście się w czasie! Tylko was nie podziurawiło? Trudno, posprząta się. Tymczasem, uważam, że taki sukces trzeba uczcić!
- Niby jak?
- No jak to? Trzeba to oblać! I nie ma, że boli! Jak przełożony mówi, że trzeba, to trzeba! A teraz, za mną, znam jeden lokal, w którym jest całkiem przedni napitek!
***
NN i jego ludzie siedzieli w barze już od godziny i najwyraźniej jego podwładni byli już całkiem nieźle zrobieni. Nieistotny był fakt, że sam najtrzeźwiejszy nie był, ale trochę go przerażali. Już nawet nie chodziło o to, że Bulgot zaczął krzyczeć o różnicach gatunkowych, do jakiejś papugi, tłumacząc jej tym samym, że ich związek nie ma racji bytu, tylko o to, że Neil z nim flirtował, co było co najmniej dziwne. Jeszcze zanim zaczęli pić hurtowe ilości procentowych napojów, zgodzili się na zdjęcie, które NN później wywołał. Wilk spojrzał na swój kufel, który był niebezpiecznie blisko poziomu zerowego, jeśli chodzi o zawartość, więc wrzasnął:
- Kelner! Dolewkę raz!
- Czego pan sobie życzy?
- Alkoholu do cholery, a czego niby może sobie życzyć pijany facet?!
- Bladego pojęcia nie mam – odparł szczerze kozioł.
- Ty bladego pojęcia o życiu nie masz! – wyjąkał pijany dowódca.
- Pewnie tak.
- Dawaj mi to picie, bo zaraz tu uschnę!
- Oczywiście, bez nerwów, już nalewam.
Choć NN i jego ludzie jeszcze tego nie wiedzieli, ta popijawa uratowała im życie.
***
W auli zebrali się już prawie wszyscy członkowie Bractwa, zajmując swoje miejsca. W pierwszych rzędach siedzieli dowódcy i weterani, a dalej pozostali, którzy jeszcze się nie wsławili. Na scenie stał Irish, który miał wygłosić jakieś ważne oświadczenie. W Sali znajdowało się około dwustu zwierząt, a na balkonach jeszcze około pięćdziesięciu. Delfin poczekał, aż wszyscy ucichną i rozpoczął swoją przemowę.
- Przyjaciele, towarzysze broni, pracodawcy i wy, wszyscy nieustannie irytujący mnie rekruci. Służę w Bractwie już od ponad dziesięciu lat i uważam, że zrobiłem co do mnie należy, więc należy definitywnie powiedzieć: „Do widzenia!”.
- No, ale ty przecież jesteś najlepszy ze wszystkich, nie możesz odejść! – odezwał się jakiś głos z widowni.
- Chyba nie zostałem zrozumiany. Ja nie żegnam się z wami. Ja żegnam WAS – przy tych słowach nieznacznie się uśmiechnął i zasalutował.



C.D.N.


Rany, to już dwa tysiaki wyświtleń? Dzięki ludzie, rządzicie! :D
Jak wam się podobała notka?
I co sądzicie o zakończeniu?
PS. Obawiam się, że następny rozdział pojawi się dopiero za tydzień. Najszybciej.
Weekend - muszę zrobić prezentację i się spakować...
Poniedziałek - czwartek - wycieczka z moją "ŚWIETNĄ" klasą -.-

5 komentarzy:

  1. To Irish jest zdrajcą ?
    Kurde sama nie wiem, co teraz myśleć o NN ... chyba to była przesada :P
    A zachowanie Bulgota i Carmen było trochę wredne no ale ... przyszli wrogowie :P
    PS: kiedy notka na drugim blogu ? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko wyjaśni się za jakiś tydzień :P
      Eee tam... No, może trochę :)
      Czemu wredne? A wiesz co oni tam ze sobą robili? :P Bo ja tak xD
      PS: Jak będę miał jakiś dobry pomysł. Przy dobrych wiatrach: jutro, pojutrze, lub popojutrze :)

      Usuń
  2. Irish... zawiódł mnie. Jest ostatnią osobą którą podejrzewałam o zdradę.
    Ciekawa jestem co zepsuje przyjaźń Bulgota i Skippera.

    Pisz szybko. I miłej wycieczki

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy bym nie pomyślała, że Irish jest zdrajcą... Nieprzewidywalność. To jest to:D
    Test umiejętności był... lekko dziwny;P Ale w pewien sposób świetny. Makabryczny. Super.
    Bulgot i Carmen... taka urocza z nich para. Ten ich tajemniczy wypad...:D
    Czekam z niecierpliwością na kolejną część.
    Powodzenia na wycieczce;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja się nawet nie zorientowałam, że Irish był zdrajcą 0.o po prostu myślałam, że rozwiązuje braterstwo 0.o ja mam dziwną tą swoją banię xD
    Tak więc, test, który im zgotował NN był makabryczny :O matko, jak można pozabijać dobrych żołnierzy?! Jak to dobrze, że ja jestem bojaźliwa i gdybym tam była, należałabym do grupy „cherlawych kadetów” którzy przeżyli :P
    Super notka! Ale już widać mocno podział między Bulgotem i Carmen a Skippera i Neila. Nie pracują jako zespół tylko jako dwie drużyny :P
    Kurcze, przeczytałam cały blog a teraz mi mało! Wracaj szybko z wycieczki i kontynuuj tą niezwykłą opowieść! Extra!

    OdpowiedzUsuń